sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 10 "Spotkanie"



Margo

- Pokarze ci twój pokój - ruszył w stronę schodów, ruszyłam za nim. 
Otworzył drzwi najdalej od schodów.
- To tu a tam masz łazienkę - wskazał na drzwi kilka metrów dalej - Jak coś jestem w pokoju obok. Dobranoc.
- Branoc- powiedziałam. W głowie mi huczało od długiej podróży. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam w kilka minut w miękkiej pościeli.
 
Obudziły mnie promienie światła, padające na moją twarz. Szlag. Znów zapomniałam zasunąć zasłon. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jestem we własnym łóżku, ani na sali szpitalnej, gdzie ostatnio budziłam się dość często. Dopiero po chwili intensywnego wpatrywania się w szarą ścianę, w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z wczorajszego dnia. Adam. Rozmowa w lesie. Zdjęcie. Oliwer. Kłamstwa. Pieprzone kłamstwa. No cóż muszę ruszyć do przodu. Gniew jest słabością. Zwlokłam się z łóżka i ubrana tylko w za dużą koszulkę na ramiączka, ruszyłam na dół, tam gdzie powinna znajdować się kuchnia. Adam był już na nogach. Stał opierając się o blat i sprawdzał coś na telefonie.
- Hej - przywitałam się.
- Bry - odpowiedział - co chcesz na śniadanie?
- A co mi zrobisz? - zapytałam zadziornie, siadając po przeciwnej stronie blatu na wysokim krześle.
- Zobaczysz - powiedział i odłożył telefon.
- Mówisz, że mogę zaufać ci w aż tak ważnej sprawie - droczyłam się.
- Możesz mi zaufać w każdej sprawie - puścił mi oczko i  otworzył drzwi lodówki.
Chłopak zebrał wszystkie potrzebne składniki i zaczął robić, jak mogę określić po wyciągniętych składnikach omlety. Stał do mnie tyłem, ubrany tylko w spodnie od dresu, więc mogłam przyjrzeć się jego bliznom, wiele z nich było świeżych. Jego ciało było równe poharatane jak moje. Jak każdego innego wojownika. Każda blizna i szrama miała inną historię, kształtowała charakter.
- Czuję jak mi się przyglądasz- mruknął.
- Wybacz - spuściłam wzrok.
- W porządku, w końcu jest na co popatrzeć - zażartował.
- Nie to, żebym nie widziała lepszych - odgryzłam się.
Wypiął mi język.
Po chwili postawił przede mną talerz, ze smacznie pachnącym omletem.
- Smacznego - powiedział - za godzinę przyjedzie tu moja siostra. A no i wysłałem raport do Indry z informacją, gdzie się znajdujesz i z prośbą o zgodą na ewentualne działanie na naszym terenie.
- Dzięki, sama miałam to własnie zrobić - podziękowałam - A i mówiłeś wczoraj, że jeśli chcę, będę mogła poznać mojego brata.  
- Zgadza się - mruknął zamyślony - Zaraz się z nim skontaktuję.
- A i Effy pytała czy masz ochotę, wyskoczyć wieczorem do jakiegoś klubu.
- Może być - zgodziłam się i wstawiłam talerze do zmywarki.
- Kawy? - zapytał brunet.
- Tak - odpowiedziała zdecydowanie - czuję się jak gówno.
- No to wyglądasz trochę lepiej niż się czujesz - zauważył, kładąc nacisk na słowo 'trochę'.
- Potraktuję to jako komplement - stwierdziłam idę się ogarnąć - może wtedy będę wyglądała jeszcze TROCHĘ lepiej.
Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam makijaż i ubrałam się w podarte spodnie, i luźną koszulkę z mocno wyciętymi rękawami. Wyglądałam znośnie.
Gdy zeszłam po schodach, zobaczyłam stojącą w salonie wysoką brunetkę. Ruszyła w moją stronę, zdecydowanym krokiem.
- Effy, miło mi cię poznać - powiedziała radośnie. Moją uwagę przykuł, kolor jej tęczówek, takich samych jak u jej brata.
- Margo - przedstawiłam się - chyba. Nie ważne znajomi mówią mi Mo - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Adam mi o tobie sporo opowiadał - rzuciła prosto z mostu.
Spojrzałam na szatyna, unosząc brew. Wzruszył ramionami.
- No cóż - powiedziałam - ja o tobie wiem tylko tyle, że jesteś ponoć podobna do mnie.
Spojrzałam na chłopaka. Skrzyżował ramiona na piersi i przewrócił oczami.
Brunetka ruszyła w stronę  dużego stołu na przeciw otwartej kuchni. Nasza kawa już tam stała.
- No więc, jesteś z watahy Indry, prawda? - zapytała, gdy usiedliśmy przy stole.
- Tak - odpowiedziałam.
- Jaka ona jest?
- Surowa - powiedziała.
- Niecierpliwa - mruknął Adam.
- Kiedyś była inna - przypomniałam sobie -  a potem jej wojownik miał wypadek i zaczęła wtedy traktować nas jak obowiązek.
- Link mi o tym opowiadał - powiedziała.
- Linkoln West? - zapytałam.
- Tak, ten - odpowiedziała.
- Jutro mają zostać zaprzysiężeni - mruknął szatyn.
- To gratuluję - ucieszyłam się ich szczęściem to szczególny obrzęd w którym łączy się duszę dwóch wojowników, jest to nasz odpowiednik małżeństwa, tyle że odbywa się bardziej uroczyście i jest  nierozerwalny.
- Oczywiście jesteś zaproszona - powiedziała.
- Obawiam się, że i tak musiałabym się tam pojawić - spojrzała na mnie zaskoczona - Jest z mojej watahy, a ja jestem ... Betą Indry.
- Przejmiesz po niej władzę, prawda?
- Tak - przełknęłam ślinę.
Spojrzała na mnie z mieszaniną respektu i współczucia.
- Za dziewięć dni mam ślubowanie - powiedziałam i mimowolnie spojrzałam na chłopaka.
Z niezręcznego tematu wyrwał nas dzwonek do drzwi.
- Otworzę - powiedział chłopak.
- Ja muszę się zbierać - stwierdziła Effy  - muszę wszystko na jutro ogarnąć. Zobaczymy się wieczorem.
W tym czasie w drzwiach stanął bardzo dobrze zbudowany chłopak, o blond włosach i zielonych oczach. Przywitał się z Adamem, nie odrywając ode mnie wzroku. Szatyn odchrząknął.
- Oliwer, poznaj to jest twoja siostra Margo. Margo, poznaj to jest twój brat - powiedział.
Przez chwilę patrzeliśmy na siebie nie mając zielonego pojęcia co mamy zdobić. Po chwili chłopak zrobił coś czego się kompletnie nie spodziewała, mocno mnie przytulił.
- Mia - wyszeptał w moje włosy.
- Nikt tak do mnie nie mówi, oprócz ma...   kobiety która mnie wychowywała. Jestem Margo - powiedziałam niezręcznie.
- Rozumiem - powiedział niezwykle głębokim głosem.
- To ja pouzupełniam raporty - rzucił Adam - Mo, pamiętaj, że jesteśmy umówieni na 17 z Effy.
- Okey - spojrzałam na brata.
- Usiądźmy-  powiedział i wskazał na kremową kanapę w salonie.
- Co chcesz o mnie wiedzieć - zapytał, gdy usiedliśmy po przeciwnych stronach.
- Dlaczego dopiero teraz?
- Nie wiedziałem, gzie jesteś i kim jesteś. Pamiętam jak przez mgłę kilka twoich zdjęć w pokoju rodziców. i różowe łóżeczko. Mówili, że nie żyjesz. Potem się rozwiedli a ..
- Kim są nasi rodzice? - jak dziwnie było wypowiadać te słowa.
- Byli właścicielami dużej firmy.
- Jak to byli? - zdziwiłam się.
- Ojciec zatonął na jachcie, kilka lat temu, a matka dwa lata temu została zamordowana. Dopiera jak musiałem ogarnąć ich sprawy majątkowe i odziedziczyłem firmę, notariusz przyniósł mi wszystkie  dokumenty, znalazłem w nich dokumenty adopcyjne kilka twoich zdjęć i  to-  powiedział wychodząc do przedpokoju. Wrócił z drewnianym pudełeczkiem i usiadł obok mnie - Długo wahałem się, zanim zacząłem cię szukać, nie chciałem robić tego na własną rękę. Nie chciałem cię wciągać w ten świat, Zwróciłem się do Nyssy długo trwało zanim raczyła, przydzielić tą misję komukolwiek, więc sprawa stała w miejscu. W tym czasie  Adam zdążył narozrabiać, moje zlecenie było idealną okazją aby go ukarać i odesłać do innej watahy, w okolicy gdzie mieszkałaś, jak udało się ustalić. Był wściekły. Poszukiwanie ciebie okazało się prostsze, niż ktokolwiek się spodziewał. Byłaś pierwszą osobą którą tam poznał i tego samego dnia przyszedł pierwszy raport. Ale ty już wcześniej zostałaś w to wciągnięta.
- Kiedy miałam 6 lat, dokładnie - powiedziałam.
Podał i mi drewniane pudełko, które trzymał w rękach, przez całą opowieść. Otworzyłam je drżącymi rękami. Na wierzchu leżały jasnoróżowe buciki i kawałek mojego kocyka. Pamiętam go, żółty kocyk z obciętym rogiem i pukiel ciemnych włosów. Na spodzie znalazłam kilka zdjęć z mojego dzieciństwa i kilka tych które ktoś musiał im wysłać. Na pierwszym miałam kilaka  miesięcy, trzymał mnie Oliwer, potem na każdym kolejnym byłam coraz starsza,  na ostatnim miałam czternaście lat. Były to moje urodziny. Miałam na sobie czarne spodnie i zieloną bluzę. Uśmiechałam się, Wyglądałam na naprawdę szczęśliwą, w tle młodsza wersja Octavii niosła jakiś napój.
- Jesteś podobna do ojca - powiedział.
- Jaki on był? - zapytałam drżącym głosem.
- Surowy  ale starał się być dobrym ojcem. Był zawsze kiedy go potrzebowałem.
- Ile masz teraz lat?
- 25.
- Ukończyłeś szkolenie? - zadałam mu kolejne pytanie.
- Nie, zwiałem gdy byłem w twoim wieku, tuż przed.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy ze sobą, ąż do godziny 16, wtedy musiałam, zacząć się szykować. Bardzo polubiłam swojego brata. Obiecał, że pójdzie razem z nami do klubu.
Umyłam się, zrobiłam mocny makijaż i ubrałam czarną rozkloszowaną sukienkę i czarne szpilki. Na pasku, na udzie przypięłam pistolet, a na drugim sztylety. Dodatkowo w naszyjniku miałam niewielką dawkę cyjanku, w razie zagrożenia.
Na dole czekał już Adam w czarnej koszuli i spodniach w tym samym kolorze.
- Wow - powiedział i obrócił mnie kilka razy.
- Potraktuję to jako komplement - zaśmiałam się.
- Choć spotkamy się z resztą na miejscu - złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę samochodu.

_______________________________________________________

Hej,
  Pamiętacie mnie jeszcze? To ja Wolfslower. Przepraszam za długą nieobecność. Mam nadzieję, że nie tęskniliście zbyt bardzo. Niestety nie miałam czasu, ani weny, żeby pisać. Do tego zastanawiałam się, czy nie odejść...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
... jednak jak na razie postanowiłam zostać.
   Mam już plan na nowe opowiadanie, gdyż te chyli się ku końcowi, będzie max 15 rozdziałów.
Zachęcam do komentowania. Rozdział nie sprawdzony, więc jest pewnie 2939370389 błędów, za które przepraszam.
Pozdrawiam,
Wolfslower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz