sobota, 10 października 2015

Rozdział 1 „W otchłani codzienności”

Margo
Czym jest wolność? Czyżby kolejną ściemą w moim życiu? Czuję się pusta, brakuje mi czegoś. Czasami mam wrażenie, że to za czym tak tęsknię jest na wyciągnięcie ręki ale gdy jestem naprawdę blisko wszystko pęka jak bańka mydlana. Moje marzenia pryskają równie szybko. Pochłania mnie codzienność. Znów siedzę w tym samym, brudnym i zapuszczonym autobusie. Znów jadę do cholernej szkoły i do ludzi których nienawidzę, zresztą z wzajemnością. Po szkole znów treningi i tak w kółko...

Tak w ogóle, to jestem Margo. Opowiem Ci moją historię.
Historię dziewczyny szkolnego pośmiewiska, czarnej owcy w rodzinie ale też historię wyszkolonej wojowniczki, maszyny do zabijania.
Zapytasz teraz, jak łączę to wszystko razem? To proste w dzień cicha, spokojna uczennica, później... później jestem inna. W szkole nikt nie wie kim jestem i niech tak zostanie, ta banda przemądrzałych śmieci.

-Margo - odezwał się surowy głos nauczyciela, tuż nade mną – zechcesz łaskawie skupić się na lekcji? 
-Oczywiście – burknęłam, nawet na niego nie patrząc i wróciłam do bazgrania po zeszycie. Przez chwilę jeszcze nie ruszył się z miejsca ale widząc z mojej strony brak chęci do współpracy, wrócił do lekcji

Po dzwonku zarzuciłam torbę na ramię i wywlokłam się z klasy. To na szczęście była moja ostatnia lekcja. Znów wsiadłam do dobrze znanego mi autobusu i włączyłam równie mi znaną piosenkę. W domu jak zwykle nikogo nie było, nie ma się czemu dziwić, rodzice są w pracy a rodzeństwa nie posiadam. Nie zdejmując nawet butów, przeszłam przez korytarz i znalazłam się w garażu. To dziwne, że tak stary dom, ma wbudowany garaż. Wsiadłam na czarny motocykl i ruszyłam w kierunku 'kwatery głównej” miejsca spotkań, treningów i obrad. Droga prowadziła przez las,a cały teren był dokładnie zabezpieczony. Po wpisaniu kodu PIN i zeskanowaniu linii papilarnych kciuka, moim oczom okazał się bardzo duży i bardzo stary dom. Przyjeżdżam tu od dziecka. Znam ten dom jak własną kieszeń, odkryłam każdy schowek i każde sekretnie przejście. Mam tu nawet własny pokój. Ten świat rządzi się własnymi prawami. Nie jesteśmy organizacją rządową, nie podlegamy ich prawu, mamy własne. Bardzo staroświeckie. Tutaj, kładziony jest ogromny nacisk na tradycję.
Nie prosiłam się o takie życie. Nie wiem co to wolność albo normalność i nie wiedziałabym, nawet gdybym się o nie potknęła.
Takich jak ja jest więcej, szkoli się takich od dziecka. Większość nie dożywa lat osiemnastu. To normalne, ludzie umierają codziennie. Naturalna selekcja. Przetrwają tylko najsilniejsi.
W końcu dotarłam do sali ćwiczeń. Wisiały tam worki treningowe, stały płotki i inne potrzebne do treningów rzeczy. Przebrałam się szybko w mój strój do ćwiczeń, czyli w czarną bokserkę i czarne spodnie. Rozpoczęłam trening. Dzień jak każdy. Wyładowywałam swoją złość na worku treningowym i manekinie jak oszalała. Miałam tego dosyć, moje życie kręciło się wokół misji i ciągłych treningów. Szkoła była tylko przykrywką, pozorną normalnością i tak od 10 lat. To się nigdy nie skończy, to moja praca w której jestem 24/7 gotowa na każde wezwanie. Walczymy z ludźmi którzy którzy stracili człowieczeństwo, czasem też ludzie wynajmują kogoś z nas do 'wykluczenia' kogoś. Przede wszystkim walczymy z „tymi złymi” to znaczy istotami nadprzyrodzonymi. Nie ze wszystkimi, żeby kogoś unicestwić musimy mieć dowód, że ten osobnik złamał obowiązujące prawo.
Myśląc nad tym wszystkim walczyłam kataną do ćwiczeń z prowizorycznym manekinem. Jest to moja ulubiona broń.
-  Skąd ta furia? - usłyszałam za sobą męski głos. 
- Czego chcesz, Luck? - wysyczałam nawet się nie odwracając. 
- Ja nic – rzucił rozbawiony. Odwróciłam się gwałtownie celując w niego bronią. 
- Ale Indra już tak – dorzucił szybko. 
- Tam są drzwi – mruknęłam, chłopak zrozumiał, ze nie jestem w nastroju do żartów i wyszedł nieśpiesznie z sali. 
Przebrałam się w swoje ubrania a strój wrzuciłam do kosza na pranie przy wyjściu.
Przeszłam przez długi korytarz, a następnie wbiegłam na drugie piętro przeskakując co drugi schodek. Wiedziałam że, dowódca nie lubi czekać a musiałam jeszcze wziąć prysznic i się przebrać w 'mundur', który składał się z czarnej bokserki i rurek w moro. Mój strój nie wyglądał na mundur. Zapięłam na udzie pasek z pistoletem a do pasa spodni przypięłam krótkofalówkę. Cała czynność zajęła mi mniej więcej 10 minut. Szybkim krokiem przemierzyłam kolejne dwa pietra i stanęłam przed pięknie rzeźbionymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
- Wejdź – usłyszałam szorstki, kobiecy głos.
Indra była wojowniczką, po mino swoich lat świetnie radziła sobie z wszelkim rodzajami broni.
- Chciałaś mnie widzieć – powiedziałam.
- Tak – rzuciła krótko – usiądź, dziecko.
Usiadłam posłusznie naprzeciwko niej, bojąc się gniewu niepozornej kobiety.
- Coś się stało? - zapytałam zmieszana. 
-Nie, nic się nie stało.
Nastała chwila ciszy, rozejrzałam się po gabinecie. Był bardzo stary na środku stało stare biurko z ciemnego drewna, pod ścianami stały szafki do kompletu a w powietrzu unosił się zapach kurzu.
- Chciałabym porozmawiać o twoim ślubowaniu i ukończeniu kursu. Za cztery dni skończysz 16 lat. Myślę, że znasz tradycję.  
-Tak, znam.
- To dobrze, jednak to nie będzie koniec , chciałbym żebyś kontynuowała szkolenie.
- Słucham?
- Chciałabym żebyś kontynuowała szkolenie, jesteś dobrym materiałem na wyższe stopnie. To jednak po skończeniu tego roku szkolnego.  Do tego czasu musisz znaleźć sobie wojownika. Jasne?
-  Tak jest. 
- To dobrze, myślę że noc będziesz musiała spędzić tutaj.
- Dobrze. 
Odetchnęłam gębko, dopiero na schodach. Spotkania z Indrą zawsze były dla mnie stresujące. Zapomniałam, że zbliża się moje ślubowanie a tym bardziej zdziwiła mnie "propozycja" Indy, zawsze uważała, że jestem NIE WYSTARCZAJĄCO dobra, wytrzymała zwinna itp. mogłabym swoje wady wymieniać godzinami, a teraz proponuje mi awans, tak naprawdę zanim skończyłam szkolenie, to było dziwne. Otworzyłam kluczem drzwi do niewielkiego pokoju. Panował tu nieskazitelny porządek, jak zawsze. Na środku pod  ogromnym oknem stało ciemne, stare, dwuosobowe łóżko z ciemno brązowym baldachimem,  kilka metrów po lewej stało masywne biurko do kompletu. Na ścianie po przeciwko wisiały półki z książkami. Jak sie już tu przeprowadzę, będzie trzeba zrobić remont. 
Rozpakowałam torbę i odrobiłam lekcje, następnie wymęczona padłam na łóżko.
 Rano obudził mnie dźwięk budzika. Szybko wstałam i się ubrałam w duch modliłam się żeby znów się nnie spóźnić.
Do szkoły zdoążyłam na szczęście na czas. Lekcje do lunchu dłużyły mi się niesamowicie. Gdy w końcu nadeszła długo wyczekiwana pora jedzenia, szybkim krokiem udałam się na stołówkę. Wzięłam sobie sałatkę i usiadłam przy ulubionym stoliku. Po chwili dosiadł się do mnie Liam.
- Siema - powiedział.
- Hej - powiedziałam zdziwiona. Z Liamem znałam się od dzieciństwa ale kilka lat temu nasze kontakty  się ochłodziły i teraz rzadko ze sobą rozmawiamy.
- Co tam? - zapytał.
- Liam, co znowu chcesz?  - zapytałam.
- Nic - powiedział słodko.
- Jasne - mruknęłam. Mimo że, nasze kontakty były upośledzone, to wciąż go lubiłam.
- Wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej, jesteś bardziej ponura, coś sie stało?
- Nie, nic jestem po prostu zmęczona.
- Okey - powiedział i poszedł.
Reszta lekcji minęła już szybciej, więc w końcu mogłam wrócić do kwatery.
_______________________________________________________________-
Hej kochani!
Jak Wam podoba się rozdział?
Po pierwsze nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział tego opowiadania ani WHTS. Ponieważ niedługo mam konkurs z historii sztuki. Materiału jest masa a jak na razie jestem w dupie.
mam nadzieje, ze mi wybaczycie.
Pozdrawiam  
Wolfslower.

 

poniedziałek, 5 października 2015

Prolog

Czy odnajdę cię
w szarej codzienności
lub w zapachu porannej kawy
która budzi moje zmysły każdego ranka
gdzie jesteś
może w palecie barw i odcieniu
szumie drzew
lub słabym świetle księżyca
kim jesteś
wyciągam w Twoja stronę wyblakłą dłoń
zszarzałą od codzienności
lecz uciekasz
uciekasz nim opuszki moich
poranionych od zła palców
dotkną twej idealnej skóry
wołam o ratunek
błagam o zbawienie
modlę się o śmierć
gdzie jesteś
o wolności moja
wielu cię chciało posiąść
nikomu się nie udało
ratuj mnie
tonę
tonę w mroku mej duszy
w szarej codzienności
i słabym świetle księżyca

***

Opowiem Ci teraz historię inną niż wszystkie. .
Historię bólu i cierpienia.
Historię młodych ludzi, zagubionych w labiryncie życia.
Spisano ich na straty.
Pozbawiono szczęścia.
A Ty,
chcesz poznać ich historię?
Chcesz usłyszeć ich modlitwę?
A przede wszystkim:
Czy chcesz dać im szansę?

__________________________________________________

Proszę, żebyście w komentarzach pod spodem napisali jak Wam się podoba i czy będziecie chcieli to czytać.
Wiersz jest mojego autorstwa.
Pozdrawiam Wolfslower.