niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 9 "Wycieczka"

\

Margo


-Podszedł do mojego łóżka i kucnął przede mną. W ciemności, nikłe światło księżyca zabarwiło jego czarne włosy na ciemno granatowo.
- Pomyślałem, że nigdy nie zaznałaś prawdziwego życia, takiego jak mają twoje rówieśniczki. Chciałbym cię zabrać gdzieś. Poznałabyś moją siostrę, i  w ogóle inne życie. Za dziewięć dni  twoje ślubowanie, nie...
- Dobrze - przerwałam mu.
- Wyruszamy o świcie - powiedział i mi zasalutował - Dobranoc.
Zasnęłam zaraz po tym jak chłopak wyszedł z mojego pokoju. Spałam spokojnie, jak nigdy w tym domu, miał złe fluidy. Obudziło minie światło słoneczne. Szlag, zapomniałam zasunąć zasłon. Chwile potrwało zanim dotarło do mnie, ze muszę wstać i się spakować. Zgramoliłam się niezdarnie i wyrzuciłam rzeczy które wczoraj pakowałam do torby na środek pokoju, zostawiłam tylko kosmetyczkę, Weszłam do garderoby i spakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Do torby wrzuciłam jeszcze dwie książki i poszłam obudzić Adama. Zapukałam w drzwi i nie czekając na odpowiedź wparowałam do pokoju. Chłopak jeszcze spał. Jego karmelowa skóra kontrastowała z bielą pościeli, a czarne loki były rozrzucone po poduszce.
Chamsko rozsunęłam zasłony, a promienie oświetliły jego twarz.
- Dzień dobry, królewno - mruknęłam.
- Bry - mruknął, przecierając oczy - zaraz wyjeżdżamy.
- Może najpierw śniadanie - powiedziałam.
- Świetny plan - powiedział jeszcze zaspany i wstał z łóżka.
Był tylko w szarych  dresach. Powędrował za moim wzrokiem.
- Miałem swoje rzeczy w samochodzie - powiedział i odwrócił się delikatnie. Cały lewy bok miał pokryty tatuażem. Ogromny smok rozciągał się od lewego biodra po bark i ramię. Podeszłam bliżej. Miał idealnie wyrzeźbione ciało.
- Co oznacza?- zapytałam i dotknęłam pokrytej tuszem skóry, nie protestował.
- Jestem trochę tak jak on - powiedział i popatrzył na mnie z  góry.
- Busoro dragọn ahụ*. Myślałam, że jesteś jak lew - powiedziałam zadzierając głowę do góry.
- Nie ja wybierałam to imię. Miałem na myśli to, że jestem niebezpieczny. Palę na popiół wszystkich, którzy zbliżą się dostatecznie blisko.
- Mnie nie spaliłeś - zażartowałam - jeszcze, ale rozumiem przekaz. Jest piękny - westchnęłam i zorientowałam się, że nadal obrysowuję palcem kontury tatuażu - przepraszam mam problem z trzymaniem rąk przy sobie.
- Nie mam nic przeciwko - powiedział - To co, śniadanie i ruszamy?
- Mhm.
Zaszliśmy na dół, oboje jeszcze  piżamach.
- Zostało jeszcze wczorajsze ciasto naleśnikowe. Mogą być znowu naleśniki?
- Jasne - mruknął, sprawdzając coś na telefonie.
Zabrałam się do roboty, szło mi całkiem nieźle, aż do momentu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- To niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo.
Zrobiłam niezadowoloną minę i wróciłam do pieczenia pierwszego naleśnika.
- Auć - wrzasnęłam i zaczęłam wymachiwać prawą ręką. Brunet zerwał się z krzesła.
- Co jest? - zapytał i złapał moją rękę.
- Dotknęłam się patelni -powiedziałam - nic mi nie jest
Westchnął cicho i zaprowadził mnie do zlewu nie puszczając mojej ręki, stanął za mnę i odkręcił zimną wodę. Jego ciało było blisko mojego. Niebezpiecznie blisko. Próbowałam skupić się na zimnej wodzie, oblewającej mój palec.
- Mówiłem ci już, jak bardzo przypominasz moją siostrę? - zakręcił kran.
Odwróciłam się, chłopak jednak się nie odsunął. Jego teńczówki, teraz niemal czarne prześwietlały mnie na wylot. Opar ręce o blat po obu moich stronach i delikatnie się nachylił. W chwili gdy myślałam, że mnie pocałuje zrobił mnę, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody i zrobił dwa kroki w tył.
Okey. Ała. Dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo chciałam, żeby to zrobił.
- To ja dokończę piec naleśniki - mruknął.
Usiadłam na blacie przy płycie kuchennej. Nastał niezręczna cisza. Chłopak piekł naleśniki. Patrzyłam jak pracują jego mięśnie przy każdym ruchu. Wyczuł na sobie moje spojrzenie i spojrzał na mnie.
- Dlaczego? - zapytałam cicho, nie wiedząc jak sformułować pytanie.
- Nie teraz. Nie mogę.  Nie dopóki nie znasz prawdy - wychrypiał.
- Jakiej prawdy? - zapytałam zdziwiona.
Ale nie otrzymałam odpowiedzi. Usłyszeliśmy odgłos przekręcanego kluczyka w zamku.
- Spokojnie - szepnęłam do chłopaka.
Słuchaliśmy kroków z korytarza do kuchni. W progu pojawiła się moja matka. Miała ciemne włosy takie jak moje i zaokrąglone kształty. Była ubrana w czarną prostą sukienkę i jasny kardian.
- Cześć kochanie - powiedziała - Indra dzwoniła do mnie. Mówiła, ze przyjeżdżasz.
- Cześć  mamo - powiedziałam i pozwoliłam się jej się przytulić.
Spojrzała na Adama.
- Mamo poznaj, to jest Adam - powiedziałam.
- Miło mi cię poznać - powiedziała rozpromieniona i wyciągnęła do niego rękę, ignorując fakt, że oboje jesteśmy niekompletnie ubrani.
- Mi panią również - powiedział i pocałował jej dłoń. Była nico zdziwiona tym gestem.
- Cieszę się, ze mogę poznać znajomych mojej córki, nigdy nikogo nie zaprasza - westchnęła - o widzę, że pieczecie naleśniki. Mam nadzieję, że mnie poczęstujecie - świergotała -  Uwielbiam naleśniki. Zaraz wracam - Uśmiechnęła się i wyszła.
Brunet zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdezorientowany. Wzruszyłam ramionami.
- Mo - powiedział.
- Co? - zapytałam.
- Dokończymy tamtą rozmowę w samochodzie, ok?
- Okey -mruknęłam.
- Mo, to naprawdę poważne. Najpierw chcę żebyś wszystko wiedziała, zasługujesz na prawdę - patrzył na mnie poważnie.
Skinęłam głową.
- A co tu taka cisza? - wparowała z powrotem  mama, przebrana w zwiewną spódnice do ziemi i top na ramiączka.
- Tak jakoś - mruknęłam.
- To gdzie moje naleśniki? - zapytała.
Adam podał jej na talerzu naleśniki z wiśniami.
- Rzadko zdarza  się, żeby facet umiał gotować - stwierdziła, patrząc na niego badawczo - Mia to szczęściara. Uuuuum. Z wiśniami, moje ulubione - powiedziała z pełnymi ustami, nie zachowując się ani trochę dorośle.
Chciałam zaprzeczyć, że to tylko kolega ale nawiązałam kontakt wzrokowy z Adamem a on pokręcił głową.
- Mia? - zapytał patrząc na mnie.
- To jej drugie imię. Chciałam ją tak nazwać ale mąż wybrał Margo i nie była w stanie wyperswadować mu tego pomysłu. Jest uparta po ojcu - wróciliśmy na chwilę do jedzenia naleśników.
- Ojciec jeszcze nie wrócił? - zapytała.
- Nie widziałam go od trzech tygodni.
- Typowe - mruknęła.
- Słyszałam, że jesteś chora - powiedziała patrząc na mnie - nie wyglądasz.
- Po prostu przemęczona - powiedziałam - Jedziemy? - zapytałam bruneta, chcąc się stąd jak najszybciej wyrwać.
- Wybieracie się gdzieś? - zaciekawiła się.
- Taak - odpowiedział za mnie brunet - Jedziemy do mnie na kilka dni. Ma pani coś przeciwko?
- Ależ skont, kochanie potrzebujesz pieniędzy? -zapytała.
- Nie mam na karcie.
- Dam ci jeszcze w gotówce.
- NIE potrzebuję.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- W porządku - powiedziała.
Wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju, chłopak zaraz za mną. Po chwili byłam już ubrana w czarną, luźną koszulkę bez rękawów i szare spodnie z dziurami na  kolanach.
Adam w czarne spodnie i ciemnogranatową koszulkę z kilkoma guziczkami pod szyją.
- Gotowa? - zapytał.
- Tak, zabierz mnie stąd.

Po jakichś 10 minutach siedzieliśmy już w samochodzie. odetchnęłam z ulgą, że nie muszę już rozmawiać z rodzicielką.
- Masz fajną mamę - powiedział.
- Niektórzy ludzie nie powinni zostać rodzicami - mruknęłam.
- Ciesz się, ze w ogóle ją masz.
- Tylko na papierku - odcięłam się.
Chwila ciszy.
- Chciałeś porozmawiać - stwierdziłam.
- Tak - powiedział i zjechał na pobocze, wysiadł i otworzył mi drzwi. Posłałam mu pytające spojrzenie. Byliśmy w lesie - Chodź.
Zaprowadził mnie na leśną ławeczkę. Usiadłam z wahaniem i sam usiadł zaraz koło mnie.
- Zamieniam się w słuch - powiedziałam. Chłopak zacisnął usta w wąską kreskę.
- Zastanawiałaś się pewnie dlaczego zostałem przeniesiony. Prawda? - kiwnęłam głową - Zostałem wysłany na misję. Ktoś zapłacił grube pieniądze, żebym cię odnalazł i  miał na ciebie oko. Miałem się do ciebie nie zbliżać, ale nie potrafiłem...
- Więc dlatego się mną opiekowałeś? Bo ktoś ci kazał? - zapytałam, czując jak wzrasta we mnie złość.
- Nie, miałem tylko  cię odnaleźć, sprawdzić czy jesteś bezpieczna, nie zbliżać się.
Prychnęłam ze złością. Kucnął przede mną.
- Opiekowałem się tobą z innych powodów - powiedział patrząc mi w oczy - wierzysz mi?
- Powiedzmy - burknęłam - kto zlecił misję?
Westchnął ciężko.
- Twój brat - powiedział i zmarszczył brwi.
Jak to?
- Nie mam brata - powiedziałam zaskoczona.
Sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnął z niej zgięte na pół zdjęcie i jakąś kartkę.
Spojrzałam na dokumenty. Na zdjęciu, była dwójka dzieci mała dziewczynka z ciemnymi oczami, wyglądała znajomo i o kilka lat starszy chłopiec o jasnych włosach i zielonych oczach. Oboje mieli podobne rysy twarzy. Z tyłu był podpis Mia i Oliver '99. Wciągnęłam gwałtownie powietrze.
To jej drugie imię. Chciałam ją tak nazwać ale mąż wybrał Margo i nie była w stanie wyperswadować mu tego pomysłu. Jest uparta po ojcu.
- To jeszcze nic nie znaczy - wyszeptałam, zakręciło mi się w głowie.
- Zobacz to - podał mi kartki.
Akt urodzenia i akt adopcyjny. Tak naprawdę mam na nazwisko Allen. Mia Allen.
To jej drugie imię. Chciałam ją tak nazwać ale mąż wybrał Margo i nie była w stanie wyperswadować mu tego pomysłu. Jest uparta po ojcu.
Kłamała. Kłamała przez całe moje życie. W moich oczach pojawiły się łzy. Zsunęłam się na kolana. Adam próbował mnie podnieść ale się osuwałam.
- Jak mogli? Jak mogli mi nie powiedzieć? - szlochałam, pierwszy raz od kilku lat.
- Przykro mi, że dowiadujesz się tego ode mnie - szepnął mi do ucha, tuląc moje bezwładne ciało do piersi.
- Taka twoja misja. Misja jest wszystkim - zacytowałam Indrę.
- Nie moja misja się zakończyła kiedy zdałem raport, gdzie i kim jesteś - powiedział, kołysał mnie delikatnie.
Nie wiem ile spędziliśmy w takiej pozycji ale zaczęło mi drętwieć ciało. Otarłam łzy.
- Możemy już jechać - powiedziałam.
- Czeka nas długa droga.
- Mam nadzieję, nie mogę poznać twojej siostry w takim stanie - wsiedliśmy do samochodu.
- Poznasz ją dopiero jutro. Zajedziemy późno w nocy. Masz czas.
- To dobrze. Przepraszam, że się tak rozwyłam.
- Miałaś prawo. To naturalne, że poczułaś się zdradzona. Też bym się wściekł.
- Podziwiam za cierpliwość. Ja bym siebie już wyrzuciła przez okno.
- Lata praktyki - zaśmiał się.
Też się zaśmiałam. Jakby sytuacja z przed kilku minut nie miała miejsca.
- Znasz go? - zapytałam po jakimś czasie.
- Olivera? Tak, jesteśmy całkiem blisko.
- Jaki on jest.
- Ma niesamowity talent do obwiniania się za wszystko.
- To chyba rodzinne - zażartowałam, ale poczułam ból w okolicach serca.
-  Jak będziesz chciała, to go poznasz.
- Naprawdę?
- Mhmm.
Pomyślałam o ślubowaniu. To nie będzie zwykłe ślubowanie. Pozbawią  mnie człowieczeństwa...

Nawet nie  wiem kiedy zasnęłam, oparta głową o szybę. Gdy się obudziłam był już późny wieczór. Resztę drogi spędziliśmy na gadaniu o niczym i śpiewaniu rockowych piosenek z płyt. Zajechaliśmy nawet do PizzaHut.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział i wjechał do garażu nowoczesnego wieżowca. Tradycyjnie otworzył mi drzwi i wziął torbę.
Weszliśmy do klarki schodowej i wjechaliśmy windą na 10 piętro. Brunet otworzył jasne drzwi.
- Zapraszam - powiedział i puścił mnie przodem i zapalił światło. Mieszkanie było dwupiętrowe, jasne i przestronne z ogromnymi oknami, zajmującymi całą ścianę.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał.
- Snu - mruknęłam.
- Pokarze ci twój pokój - ruszył w stronę schodów, ruszyłam za nim.
Otworzył drzwi najdalej od schodów.
- To tu a tam masz łazienkę - wskazał na drzwi kilka metrów dalej - Jak coś jestem w pokoju obok. Dobranoc.
- Branoc- powiedziałam. W głowie mi huczało od długiej podróży. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam w kilka minut w miękkiej pościeli. 

 *busoro dragọn ahụ- smok. 
_______________________________________________________________

Hej,
 Dodaję rozdział, który miał pojawić się wczoraj. Bardzo przepraszam za opóźnienia. 
 Co sądzicie o tym rozdziale? I o przeszłości Mo?
 Man nadzieję, że  Wam się jak dotąd tutaj podoba.
Pozdrawiam, 
Wolfslower. 
Odbiór.

Rozdział 8 "Pękają mury"

Margo

- Prosto, później zjedź na autostradę - poinstruowałam. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Brunet włączył radio. Wsłuchałam się w słowa piosenki My Chemical Romance - Mama.(https://www.youtube.com/watch?v=YUIsCkyxLTk)
- Lubię tę piosenkę - powiedział skupiając się na drodze, jak na razie leśnej i wyboistej.
- Bo możesz się z nią utożsamić, tak jak każdy z nas, prawda? - stwierdziłam.
- Mhmm - mruknął.
- Teraz trzydzieści kilometrów prosto, po tem pokarzę ci odpowiedni zjazd - powiedziałam.
- Twoi rodzice wiedzą, kim jesteś? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Po części, a twoi? - zapytałam. Brunet zacisnął usta w wąską kreskę.
- Została zamordowana zanim nas zwerbowano, ojca nigdy nie poznałem - powiedział uporczywie patrząc przed siebie.
W jednej chwil poczułam się jakbym wdepnęła w minę.
- Przykro mi - powiedziałam ostrożnie - Musiało być ci ciężko.
- Mhmm - mruknął, nie chcąc kontynuować tematu. Nastała niezręczna cisza.
- Opowiedz mi o swojej siostrze - powiedziałam, gdy cisza stała się nie do wytrzymania. Brunet rozpromienił się odrobinę.
- Myślę, że byście się dogadały. Jest podobna do ciebie. - powiedział - Silna, odważna, porywcza, piękna i niezwykle uparta. Serio osły przy niej wymiękają.
Parsknęłam śmiechem.
- To dla tego mi pomagasz? - zapytałam opierając się o szybę.
- Nie wiem, może po części - odpowiedział i spojrzał na mnie - A ty masz rodzeństwo?
- Tak, Watahę. Rodzonego nie posiadam.
- Przynajmniej spokojnie śpisz - zażartował.
- Zjedź na następnym zjeździe - poinstruowałam - niedługo będziemy na miejscu.
Nie odpowiedział. Patrzyłam na cienki pasek pomarańczowego światła, ostatni fragment zachodzącego słońca.
- To tamten jasny dom - wskazałam palem na duży  dom, jakieś 100 metrów od nas.
Chłopak zaparkował na podjeździe. Otworzyłam drzwi.
- Wejdziesz? - zapytałam, spojrzał na mnie niepewnie - Nieskromnie mówiąc robię dobre naleśniki - wywróciłam dolną wargę.
- Przekonałaś mnie - powiedział po chwili, wyszedł z samochodu otworzył mi drzwi, następnie wyjął moje torby z bagażnika.
- Jak się czujesz jako mój tragasz? - zapytałam i dźgnęłam go w żebra.
- Odnalazłem swoje powołanie - mruknął sarkastycznie.
Wyjęłam z kieszeni skórzanej kurtki klucze i wpuściłam do środka chłopaka.
- Czuj się jak u siebie - powiedziałam i rzuciłam klucze do kryształu stojącego na szafce z ciemnego drewna.
- Gdzie zostawić twoje bagaże? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W moim pokoju - mruknęłam, sprawdzając wiadomości na telefonie - Chodź.
Wspięłam się po masywnych schodach wykonanych z ciemnobrązowego drewna, przeskakując co drugi stopień. Po chwili otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi, do beżowego pokoju.
- Witaj w moim królestwie - powiedziałam.
- Przytulnie - powiedział i rozejrzał się po pokoju.
Wszędzie panował artystyczny nieład, porozrzucane były ubrania a większość ścian zasłaniały ciemnobrązowe półki wypełnione książkami. Na ścianie na przeciwko było ogromne okno a przed nim stało dwuosobowe łóżko z ciemnobrązowym tiulowym baldachimem. Na lewo od nas stało pasujące do wystroju masywne biurko.
- Kim są twoi rodzice? - zapytał.
- Ojciec jest sędzią a matka chirurgiem - odpowiedziałam - To co idziemy robić naleśniki?
-Nie jest za późno na kolacje? - zapytał patrząc na zegarek w telefonie, było grubo po dwudziestej pierwszej.
- Na naleśniki nigdy nie jest za późno- powiedziałam.
- No nie wiem, ja już będę się zbierał.
- Adam? -zawołałam za nim.
- Co jest? - zapytał.
-Mógłbyś zostać na noc? - zapytałam wlepiając wzrok w podłogę.
Chłopak spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Czyżby dzielna wojowniczka,  przyszła następczyni dowódcy bała się zostać sama w domu? - zapytał lecz w jego głosie nie było ironii.
- To nie do końca tak -westchnęłam - to długa historia -mówiłam nerwowo.
Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Hej, spokojnie- powiedział łagodnie - Chcesz mi o tym opowiedzieć? Mówiąc nie skromnie jestem dobrym psychologiem - powiedział, po części cytując moje wcześniejsze słowa.
- Ja znam cię dopiero kilka dni - powiedziałam ostrożnie - A nie mówiłam tego nawet Octavii.
- W początku - powiedział - Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem.
- To chodź do kuchni - powiedziałam.
Po kilku minutach stałam już przy ciemnobrązowym (jak reszta domu) blacie i mieszałam składniki w milczeniu.
- To było ponad dziesięć lat temu - zaczęłam - moi rodzice byli jak zawsze w pracy, zostawili mnie z nianią. Młodą nastolatką ,chciała zarobić na collage. Ktoś do nie z zadzwonił, powiedziała, że wróci za kilka minut i wybiegła z domu - Adam słuchał w milczeniu, marszcząc w charakterystyczny dla niego sposób brwi - Nie przejęłam się tym. Bawiłam się dalej, po chwili usłyszałam huk, jakby coś spadło. Pomyślałam, że to Mary spadła ze schodów i pobiegłam, żeby sprawdzić co się stało. Pamiętam to do dzisiaj - nalałam ciasto na rozgrzaną patelnie - To nie była Mary. W przedpokoju stali mężczyźni w kominiarkach. Jak się później okazało, chcieli zemścić się na moim ojcu. Nim się zorientowałam co się dzieje, było już za późno. W przeciągu kilku minut leżałam już zakneblowana w bagażniku. Policja była bezradna. Szukano mnie kilka tygodni. Kilka długich tygodni, byłam zamknięta w zimnej, brudnej celi. Pewnego dnia w domu moich rodziców pojawiła się Indra. Zaproponowała, że mnie odzyska w zamian za przyłączenie mnie do watahy. Byli w szoku, zgodzili się. Ludzie Indry znaleźli mnie kilka dni później, o krok od śmierci. To dlatego boję się zostawać sama w tym ogromnym domu. - zakończyłam. Podrzuciłam naleśnika obracając go. Brunet patrzył na mnie nieobecny.
-Co się stało z porywaczami? - zapytał po chwili.
- Zostali oddani w ręce policji - odpowiedziałam.
- Sukinsyni - wywarczał.
Nałożyłam kilka gotowych już naleśników na talerz.
- Smacznego - powiedziałam.
- Dzięki  - przyglądał mi się uważnie.
- Przepraszam, nie powinnam ci była tego mówić, pewnie masz większe problemy na głowie. Jak chcesz, możesz wrócić do nory, nie powinnam była cię zatrzymywać - powiedziałam opierając się o zlew.
- Hej- powiedział podchodząc do mnie - możesz mi zaufać -położył mi rękę na ramieniu - a poza tym, wolę siedzieć tu, niż w noże gdzie wszyscy traktują mnie jak intruza. 
- Dzięki - wychrypiałam. 
- Nie ma problemu - puścił mi perskie oczko - Mo, co będzie jak wrócą twoi rodzice ? 
- Spokojnie, nie spotkasz ich na 99℅. Jeśli. wolę wrócą to na kilka godzin w nocy, więc się z nimi miniemy. Pościelę ci łóżko w pokoju gościnnym. I jeszcze raz dziękuję, że to dla mnie robisz - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.
- A ja jeszcze raz ci powiem, że nie ma problemu, mała.
- Ej, nie jestem mała - powiedziałam udając obrażoną - A mała to może być tw...
- Jasne, jasne. Chcesz sprawdzić? - drażnił się.
- Chciałbyś - rzuciłam i ruszyłam przodem.
- No, chciałbym - zawołał i ruszył za mną.
- Co powiedziałeś? - zapytałam gwałtownie się odwracając. Chłopak nie zdążył wyhamować.
- Zależy o jaki przedział czasowy pytasz - powiedział, spojrzałam mu w oczy i stanęłam na palcach.
- NIE, JESTEM MAŁA - "wyszeptałam" mu do ucha. Odsunął się gwałtownie.
Szybkim krokiem ruszyłam do gościnnego pokoju i zaczęłam ścielić mu łóżko. Spojrzałam na zegarek, było około północy.
- Łazienkę masz tam - powiedziałam i wskazałam, drzwi na końcu korytarza - Ja idę spać, dzisiaj prawie nie spaliśmy.
- Branoc - powiedział.
- Kolorowych koszmarów - powiedziałam na odchodne i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę, zgarnęłam paczkę BlackDevilów i wymknęłam się na balkon.
Odpaliłam papierosa, byłam na siebie tak okropnie zła, za to, że otworzyłam się przed Adamem i za to, że pokazałam mu swoje słabości. Nie powinnam ufać nikomu. Nie wiem jak on to robi, ale w jednej chwili pękły wszystkie mury, jakie udało mi się wokół siebie zbudować. Aaaaaaaaaaaaaaaaa nie tak cię uczono Margo. Usłyszałam  pukanie w szybę.
- Hej, chciałem zapytać, czy masz fajki - spojrzał na mojego w pół spalonego peta.
- Nie mam - powiedziałam, drocząc się.
- A to, pójdę zapytać sąsiadów - zażartował. Wyciągnęłam w jego stronę paczkę.
- Dzięki - powiedział z ulgą i usiadł obok mnie.
- Mały głodzik ? - zapytałam.
- Tsaa - mruknął wypuszczając dym.
- A ty nie miałaś iść spać? - zapytał po chwili.
- Miałam, ale musiałam przemyśleć parę spraw.
- Niech zgadnę, jesteś wściekła siebie, że pokazałaś mi swoje słabości i lęki? - odgadł.
- Może - mruknęłam, opierając brodę o kolana.
- Indra nie byłaby dumna - rzucił a kolejny obłok dymu wyleciał z jego ust - Mówiłem już, możesz mi zaufać.
- Ty mi nie ufasz - stwierdziłam gorzko. Nie odpowiedział, zapadła cisza.
- Ufam - przerwał ciszę po dłuższej chwili.
- Ta jasne - mruknęłam.
- Inaczej nie wtajemniczyłbym cię w plan ratowania Liama. Ufam ci, chociaż to absurdalne, bo znamy się dopiero kilka tygodni - patrzył w odległy punkt w przestrzeni. 
Chłopak usiadł po  turecku i zmierzwił mi włosy.
- Do łóżka, mała - powiedział.
- A co to za niemoralne propozycje?
- Nie schlebiaj sobie - prychnął.
- Dobrze, mamo - powiedziałam i weszłam do pokoju, brunet zaraz za mną - Branoc.
Chłopak zatrzymał się w progu moich drzwi, zamyślony.
- Mo? - zapytał i cofnął się o krok.
- Obecna.
- Co powiesz na kilkudniową wycieczkę? - zapytał.
- Co? - zapytałam zdziwiona.
-Podszedł do mojego łóżka i kucnął przede mną. W ciemności, nikłe światło księżyca zabarwiło jego czarne włosy na ciemno granatowo.
- Pomyślałem, że nigdy nie zaznałaś prawdziwego życia, takiego jak mają twoje rówieśniczki. Chciałbym cię zabrać gdzieś. Poznałabyś moją siostrę, i  w ogóle inne życie. Za dziewięć dni  twoje ślubowanie, nie...
- Dobrze - przerwałam mu.
- Wyruszamy o świcie - powiedział i mi zasalutował - Dobranoc.

_____________________________________________________________

Hej kochani,
 Przepraszam, że ten rozdział pojawił się tak późno, dodałam go tydzień temu, ale się nie wyświetlał. Niestety nie miałam czasu naprawić usterki więc dodatkowo dodaję kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Wolfslower.

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 7 "Ka akara aka-agọzi gị, agha."

Margo


Gdy otworzyłam oczy. Mój pokój wypełniało pulsujące czerwone światło. Mogło oznaczać to tylko jedno: alarm.
- Co do cholery? - mruknęłam, niezdarnie wstając z łóżka. Po chwili byłam już w mundurze i pędem ruszyłam do zbrojowni. Korytarze podobnie jak mój pokój rozświetlone były pulsującym czerwonym światłem, a moje uszy były drażnione, przez wysokie dźwięki alarmu. Z pokoi zaczęli wybiegać pozostali. Nikt o nic nie pytał, każdy biegł jednym kierunku. Po tylu latach, nauczyliśmy się niewiarygodnej synchronizacji, nikt się nie przepychał, biegliśmy trójkami po schodach a nasze idealnie zgrane kroki rozbrzmiewały po budynku. Ktoś na początku otworzył drzwi zbrojowni i po kilku chwilach, każdy miał kilka rodzajów broni z jakimi najlepiej się czuł. Ja zarzuciłam na plecy katany, tym razem nie jedną a dwie, złapałam pas ze sztyletami a do uda przypięłam niewielki półautomatyczny karabin, oprócz tego każdy z nas miał przypięty do paska spodni pistolet z którym się nie rozstawał. Znów trójkami pobiegliśmy do dużej hali zaraz obok „bazy” sali nawigacyjnej, gdzie czekała na nas Indra. Cała akcja trwała nie dłużej niż dziesięć minut. Zebrali się wszyscy, oprócz tych którzy mieli zmianę na bazie, patrol, lub byli ranni.
- BACZNOŚĆ! – krzyknęła kobieta. Wszyscy jednocześnie wykonali komendę – Zostaliśmy zaatakowani! Intruzi w sektorach E i F. Odział 1 oraz 2, WYSTĄP. Idziecie do strefy E, pozostali do F. Ka akara aka-agọzi gị, agha*.
Po usłyszeniu rozkazów w zwartym szeregu ruszyliśmy do wyjścia. Ogromne drzwi otworzyły się przed nami. Ukazując las, pogrążony w ciemności. Włożyłam do ucha bezprzewodową słuchawkę Każdy oddział, miał teraz człowieka w bazie, który nas naprowadzał, biegłam pierwsza a zaraz za mną ośmiu ludzi z mojego oddziału w którym dowodziłam, kilka metrów dalej biegła dwójka. Wcisnęłam mocniej słuchawkę i przyciągnęłam do ust drucik z mikrofonem.
-” Oddział pierwszy do dwójki. Słyszycie mnie?” - sprawdziłam czy urządzenie działa.
- „ Tak słyszymy” - odpowiedział głos na naszych słuchawkach. Słuchawkę miał każdy, a;e tylko dowodzący oddziałami mogli się komunikować.
-”Tu baza. Intruzi to najprawdopodobniej nie nadprzyrodzeni Nie przemieszczają się” - usłyszeliśmy komunikat .
- „Oddział pierwszy przyjęłam” - mruknęłam te urządzenia były wygodniejsze od krótkofalówek, ale szybciej traciły zasięg i łatwo było je zgubić. Biegliśmy z cichym tupotem, zgranych kroków w kompletnej ciemności. Każdy z nas znał teren, jak własną kieszeń. Wiem, że Adam ma rację, Liam tu nie przeżyje nawet pierwszego patrolu czy misji ale czy ten plan jest bezpieczniejszy? Szybko przywołałam się do porządku, miałam pełną świadomość, ze ponoszę odpowiedzialność za swój oddział. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i nieco przyśpieszyłam.
- „Oddział pierwszy, skierujcie się bardziej na północ. Dwójka na południe. Wejdziecie do akcji jednocześnie, z przeciwnych stron, czekajcie na mój sygnał, zrozumiano?”
-„ Jedynka, przyjęłam”
W pobliżu wyznaczonego miejsca, schowaliśmy się za drzewami i czekaliśmy na sygnał z bazy. Oddychaliśmy ciężko, po szybkim biegu, ale też czuliśmy jak adrenalina płynie w naszych żyłach. 
- "Oddział drugi na pozycji' -usłyszeliśmy.
-"Wchodzimy" - mruknęłam do mikrofonu i ruszyłam przed siebie opuszczając bezpieczne schronienie. Intruzi już czekali. To pułapka-  przemknęło mi przez myśli. Z metalicznym dźwiękiem, wyciągnęłam ostrza, krzyżując je przed sobą. Mieliśmy przewagę liczebną, ale oni byli silniejsi i znacznie szybsi. 
Było ich około 12, ich bezdenne czerwone oczy rejestrowały, każdy nasz ruch, one na nas czekały. Wojownicy tworzyli okręgi wokół intruzów. Znajdowałam się najbliżej przeciwników, w pierwszej linii walki, Moje mięśnie napięte aż do bólu, gotowe do ataku, paliły żywym ogniem. Przestały do mnie dochodzić jakiekolwiek, odgłosy z wyjątkiem szybkiego bicia własnego serca, czułam na szyi gwałtowne pulsowanie. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...
Liczyłam, to pozwalało przetrwać mi te niezwykle dłużące się sekundy zanim będę mogła rozładować swoje napięcie. 
Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia...
Dźwięk wysuwających się kłów pijawek, ich  oczy stały się czarne.
Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jeden, trzydzieści dwa...
Jeden z nich wykonał gwałtowny ruch.
Rozpoczęło się piekło. 
W jednej chwili powstała plątanina rąk a ostrza mieniące się w słońcu, błyskały groźnie. Nie docierały do mnie żadne głosy. Atakowałam i byłam atakowana. Mięśnie paliły żywym ogniem. Po chwil było już po wszystkim a martwe ciała pijawek zmieniły  się w popiół. Mogłam już odetchnąć mimo to, obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, miecze wyślizgnęły mi się z dłoni.
- Mo! - usłyszałam dziewczęcy głos, chyba należał do Octavii - Wszystko w porządku?
Chciałam odpowiedzieć "nie", ale z moich ust wydobył się tylko słaby warkot, osunęłam się na ziemię.
- Hej, spójrz na mnie- starała się utrzymać  ze mną kontakt - Nie zamykaj oczu!
Próbowałam, naprawdę próbowałam wykonać jej polecenia, ale moje powieki stały się ciężkie, jakby były z ołowiu. Chwilę trwała walka zanim ją przegrałam. Pochłonęła mnie ciemność. 
 ~~*~~*~~*~~

W jednej chwili poczułam paraliżujący ból. Minęła chwila zanim, zaczęły docierać do mnie głosy. 
- Jak ona się czuje? - zapytał niski, męski głos.
- Nie długo powinna się obudzić - odpowiedziała Octavia - Zerwała stary szef, straciła przez to dużo krwi.
- Nie powinno jej tam być - mruknął ktoś. O prychnęła.
- Mo, nie ominęła by żadnej walki - odpowiedziała - ale , tak to było nieodpowiedzialne.
Otworzyłam z trudem oczy, poraziło mnie białe światło. Byłam w sali szpitalnej. Zamrugałam a mój obraz się wyostrzył. Na moim łóżku siedziała O, a na przeciw mnie w charakterystycznych pozach ze skrzyżowanymi rękami na piersi Adam, Jack i Murphy. Wszyscy byli w czarnych strojach do nocnych łowów.
- Hej, śpiąca królewno - powiedział ostatni, gdy zobaczył, że otworzyłam oczy.
- Hej - wychrypiałam, ale natychmiast po mojej warzy przemknął grymas.
- Jak się czujesz? - zapytała O i wygładziła pościel.
- W porządku - odpowiedziałam słabo.
- Indra kazała cię odesłać na tydzień do domu. Musisz odpocząć przed ślubowaniem, dlatego przesunęła je o kilka dni. - powiedziała.
Indra przesunęła ślubowanie? Spojrzałam na Adama. Nie wykonał żadnych gwałtownych ruchów, które mogły by nas zdradzić.
- Nie, nie mogę... - szepnęłam.
- Mo, to jest rozkaz - stwierdził rzeczowo Jack.
Nie odpowiedziałam uśmiechnęłam się sztucznie.
- Odwiozę cię do domu, jak będziesz gotowa - obiecał Adam.
- Nie trzeba, umiem prowadzić - warknęłam.
- Polecenie Indry - powiedział i spojrzał mi w oczy. Chciał dopracować plan.
- Spoko - mruknęłam niezadowolona - To ja idę się spakować. 
Chłopcy wyszli, a ja przebrałam się w strój jak przyniosła mi przyjaciółka. Czarne spodnie z dziurami, czarna luźna koszulka i bordowa bluza z zamkiem błyskawicznym a do tego moje ulubione, przetarte już glany.
- Pomóc cie się spakować? - zapytała dziewczyna.
- Nie dzięki. I tak teza pójdę zobaczyć się z Liamem - rzuciłam i mocna przytuliłam ją - Opiekuj się nim, proszę.
- Jasne - odpowiedziała - Wracaj do zdrowia.
- Postaram się - odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia. 
Skierowałam się się pokoju, kilka drzwi dalej. Otworzyłam ostrożnie drzwi i weszłam do środka. Chłopak był podłączony do aparatury, spał. Nie chciałam go budzić. Znalazłam kawałek kartki i nabazgrałam szybko
Jestem na zwolnieniu, wracam za tydzień. Wracaj do zdrowia.
 Buziaczki 
~M
Szybkim krokiem dotarłam do swojego pokoju. Wyjęłam torbę z książkami i spakowałam te które zostawiłam na biurku, ostatnim razem. Właśnie układałam ubrania i wkładałam do niewielkiej torby sportowej, gdy ktoś zapukał do drzwi. 
- Wejdź - powiedziałam.  W progu stanął Adam, zdążył przebrać się w luźne, szare jeansy i ciemno zieloną koszulkę. 
- Hej, gotowa? - zapytał i zamknął za sobą drzwi. 
- A wygląda to jakbym była gotowa? - wskazałam na porozrzucane po łóżku ciuchy.
- No nie - stwierdził marszcząc brwi.
- No właśnie - westchnęłam - Usiądź sobie, jak znajdziesz gdzieś miejsce, to może chwilę potrwać.
Chłopak prychnął i zaczął przeglądać półki z książkami a ja wkładałam ubrania do  torby.
- Zaraz wracam - mruknęłam - idę po kosmetyczkę - zniknęła za drzwiami łazienki. 
Spakowałam co trzeba i wróciłam do pokoju.
- Piszesz wiersze? - zapytał wskazując notes.
- Próbuje - odpowiedziałam i zapięłam torbę - Gotowe!
- Mogę?  - zapytał wskazując na notes.
- Może innym razem - odpowiedziałam i zabrałam mu moje wypociny.
- Trzymam cię za słowo- powiedział - idziemy?
- Nom - mruknęłam a chłopak wziął moje torby.
Po chwili szliśmy już, po parkingu umieszczonym na piętrze -2, był ogromny, niemal każdy tutaj miał własny samochód. Adam otworzył mi drzwi do czarnego suva po stronie pasażera, schował torby do bagażnika i usiadł za kierownicą. Otworzyłam pilotem drzwi do garażu, a później bramę.
- Prowadź - powiedział. 
- Prosto, później zjedź na autostradę - poinstruowałam. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Brunet włączył radio. Wsłuchałam się w słowa piosenki My Chemical Romance - Mama.(https://www.youtube.com/watch?v=YUIsCkyxLTk)

We’re damned after all./W końcu jesteśmy przeklęci,
 Through fortune and flame we fall./Przez bogactwo i płomień spadam 
And if you can stay then I’ll show you the way,/ I jeśli zostaniesz, pokaże ci drogę 
To return from the ashes you call./By powrócić z popiołów, które przywołujesz
 
We all carry on,/My wszyscy idziemy dalej,
 (We all carry on)
When our brothers in arms are gone,/
W chwili, gdy nasi wojenni bracia już odeszli 
(When our brothers in arms are gone)

So raise your glass high,/
Więc wznieś toast
 For tomorrow we die,/Za to, że jutro umrzemy 
And return from the ashes you call./I powrócimy z popiołów, które przywołujesz

Ka akara aka-agọzi gị, agha -Niech los wam błogosławi.
__________________________________________________________________________ 

Hej,
  Kolejna zmiana planów, postanowiłam  dopisać do końca to opowiadanie ( jeszcze  około 8-9 rozdziałów) i  dopiero jak skończę to, to napiszę drugą część We have to survive. Dlaczego? Ponieważ, jestem teraz w trzeciej klasie gimnazjum, niedługo mam egzamin gimnazjalny i egzaminy do liceum i bardzo mi zależy, na ocenach końcowych, bo całe dwa i pół roku się nie przykładałam, a pisanie dwóch opowiadań na raz miesza mi w głowie
  Co sądzicie  o Adamie? I jego relacjach z Mo? Co Waszym zdaniem będzie dalej z Liam'em? I skąd biorą się ataki?   Mam nadzieję, że podoba się wam ten rozdział i mam nadzieję, że zostawicie swoją opinię w komentarzach. Cyba nie muszę mówić jak wielką dla mnie są motywację.
Pozdrawiam,
Wolfslower.