niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 8 "Pękają mury"

Margo

- Prosto, później zjedź na autostradę - poinstruowałam. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Brunet włączył radio. Wsłuchałam się w słowa piosenki My Chemical Romance - Mama.(https://www.youtube.com/watch?v=YUIsCkyxLTk)
- Lubię tę piosenkę - powiedział skupiając się na drodze, jak na razie leśnej i wyboistej.
- Bo możesz się z nią utożsamić, tak jak każdy z nas, prawda? - stwierdziłam.
- Mhmm - mruknął.
- Teraz trzydzieści kilometrów prosto, po tem pokarzę ci odpowiedni zjazd - powiedziałam.
- Twoi rodzice wiedzą, kim jesteś? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Po części, a twoi? - zapytałam. Brunet zacisnął usta w wąską kreskę.
- Została zamordowana zanim nas zwerbowano, ojca nigdy nie poznałem - powiedział uporczywie patrząc przed siebie.
W jednej chwil poczułam się jakbym wdepnęła w minę.
- Przykro mi - powiedziałam ostrożnie - Musiało być ci ciężko.
- Mhmm - mruknął, nie chcąc kontynuować tematu. Nastała niezręczna cisza.
- Opowiedz mi o swojej siostrze - powiedziałam, gdy cisza stała się nie do wytrzymania. Brunet rozpromienił się odrobinę.
- Myślę, że byście się dogadały. Jest podobna do ciebie. - powiedział - Silna, odważna, porywcza, piękna i niezwykle uparta. Serio osły przy niej wymiękają.
Parsknęłam śmiechem.
- To dla tego mi pomagasz? - zapytałam opierając się o szybę.
- Nie wiem, może po części - odpowiedział i spojrzał na mnie - A ty masz rodzeństwo?
- Tak, Watahę. Rodzonego nie posiadam.
- Przynajmniej spokojnie śpisz - zażartował.
- Zjedź na następnym zjeździe - poinstruowałam - niedługo będziemy na miejscu.
Nie odpowiedział. Patrzyłam na cienki pasek pomarańczowego światła, ostatni fragment zachodzącego słońca.
- To tamten jasny dom - wskazałam palem na duży  dom, jakieś 100 metrów od nas.
Chłopak zaparkował na podjeździe. Otworzyłam drzwi.
- Wejdziesz? - zapytałam, spojrzał na mnie niepewnie - Nieskromnie mówiąc robię dobre naleśniki - wywróciłam dolną wargę.
- Przekonałaś mnie - powiedział po chwili, wyszedł z samochodu otworzył mi drzwi, następnie wyjął moje torby z bagażnika.
- Jak się czujesz jako mój tragasz? - zapytałam i dźgnęłam go w żebra.
- Odnalazłem swoje powołanie - mruknął sarkastycznie.
Wyjęłam z kieszeni skórzanej kurtki klucze i wpuściłam do środka chłopaka.
- Czuj się jak u siebie - powiedziałam i rzuciłam klucze do kryształu stojącego na szafce z ciemnego drewna.
- Gdzie zostawić twoje bagaże? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W moim pokoju - mruknęłam, sprawdzając wiadomości na telefonie - Chodź.
Wspięłam się po masywnych schodach wykonanych z ciemnobrązowego drewna, przeskakując co drugi stopień. Po chwili otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi, do beżowego pokoju.
- Witaj w moim królestwie - powiedziałam.
- Przytulnie - powiedział i rozejrzał się po pokoju.
Wszędzie panował artystyczny nieład, porozrzucane były ubrania a większość ścian zasłaniały ciemnobrązowe półki wypełnione książkami. Na ścianie na przeciwko było ogromne okno a przed nim stało dwuosobowe łóżko z ciemnobrązowym tiulowym baldachimem. Na lewo od nas stało pasujące do wystroju masywne biurko.
- Kim są twoi rodzice? - zapytał.
- Ojciec jest sędzią a matka chirurgiem - odpowiedziałam - To co idziemy robić naleśniki?
-Nie jest za późno na kolacje? - zapytał patrząc na zegarek w telefonie, było grubo po dwudziestej pierwszej.
- Na naleśniki nigdy nie jest za późno- powiedziałam.
- No nie wiem, ja już będę się zbierał.
- Adam? -zawołałam za nim.
- Co jest? - zapytał.
-Mógłbyś zostać na noc? - zapytałam wlepiając wzrok w podłogę.
Chłopak spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Czyżby dzielna wojowniczka,  przyszła następczyni dowódcy bała się zostać sama w domu? - zapytał lecz w jego głosie nie było ironii.
- To nie do końca tak -westchnęłam - to długa historia -mówiłam nerwowo.
Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Hej, spokojnie- powiedział łagodnie - Chcesz mi o tym opowiedzieć? Mówiąc nie skromnie jestem dobrym psychologiem - powiedział, po części cytując moje wcześniejsze słowa.
- Ja znam cię dopiero kilka dni - powiedziałam ostrożnie - A nie mówiłam tego nawet Octavii.
- W początku - powiedział - Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem.
- To chodź do kuchni - powiedziałam.
Po kilku minutach stałam już przy ciemnobrązowym (jak reszta domu) blacie i mieszałam składniki w milczeniu.
- To było ponad dziesięć lat temu - zaczęłam - moi rodzice byli jak zawsze w pracy, zostawili mnie z nianią. Młodą nastolatką ,chciała zarobić na collage. Ktoś do nie z zadzwonił, powiedziała, że wróci za kilka minut i wybiegła z domu - Adam słuchał w milczeniu, marszcząc w charakterystyczny dla niego sposób brwi - Nie przejęłam się tym. Bawiłam się dalej, po chwili usłyszałam huk, jakby coś spadło. Pomyślałam, że to Mary spadła ze schodów i pobiegłam, żeby sprawdzić co się stało. Pamiętam to do dzisiaj - nalałam ciasto na rozgrzaną patelnie - To nie była Mary. W przedpokoju stali mężczyźni w kominiarkach. Jak się później okazało, chcieli zemścić się na moim ojcu. Nim się zorientowałam co się dzieje, było już za późno. W przeciągu kilku minut leżałam już zakneblowana w bagażniku. Policja była bezradna. Szukano mnie kilka tygodni. Kilka długich tygodni, byłam zamknięta w zimnej, brudnej celi. Pewnego dnia w domu moich rodziców pojawiła się Indra. Zaproponowała, że mnie odzyska w zamian za przyłączenie mnie do watahy. Byli w szoku, zgodzili się. Ludzie Indry znaleźli mnie kilka dni później, o krok od śmierci. To dlatego boję się zostawać sama w tym ogromnym domu. - zakończyłam. Podrzuciłam naleśnika obracając go. Brunet patrzył na mnie nieobecny.
-Co się stało z porywaczami? - zapytał po chwili.
- Zostali oddani w ręce policji - odpowiedziałam.
- Sukinsyni - wywarczał.
Nałożyłam kilka gotowych już naleśników na talerz.
- Smacznego - powiedziałam.
- Dzięki  - przyglądał mi się uważnie.
- Przepraszam, nie powinnam ci była tego mówić, pewnie masz większe problemy na głowie. Jak chcesz, możesz wrócić do nory, nie powinnam była cię zatrzymywać - powiedziałam opierając się o zlew.
- Hej- powiedział podchodząc do mnie - możesz mi zaufać -położył mi rękę na ramieniu - a poza tym, wolę siedzieć tu, niż w noże gdzie wszyscy traktują mnie jak intruza. 
- Dzięki - wychrypiałam. 
- Nie ma problemu - puścił mi perskie oczko - Mo, co będzie jak wrócą twoi rodzice ? 
- Spokojnie, nie spotkasz ich na 99℅. Jeśli. wolę wrócą to na kilka godzin w nocy, więc się z nimi miniemy. Pościelę ci łóżko w pokoju gościnnym. I jeszcze raz dziękuję, że to dla mnie robisz - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.
- A ja jeszcze raz ci powiem, że nie ma problemu, mała.
- Ej, nie jestem mała - powiedziałam udając obrażoną - A mała to może być tw...
- Jasne, jasne. Chcesz sprawdzić? - drażnił się.
- Chciałbyś - rzuciłam i ruszyłam przodem.
- No, chciałbym - zawołał i ruszył za mną.
- Co powiedziałeś? - zapytałam gwałtownie się odwracając. Chłopak nie zdążył wyhamować.
- Zależy o jaki przedział czasowy pytasz - powiedział, spojrzałam mu w oczy i stanęłam na palcach.
- NIE, JESTEM MAŁA - "wyszeptałam" mu do ucha. Odsunął się gwałtownie.
Szybkim krokiem ruszyłam do gościnnego pokoju i zaczęłam ścielić mu łóżko. Spojrzałam na zegarek, było około północy.
- Łazienkę masz tam - powiedziałam i wskazałam, drzwi na końcu korytarza - Ja idę spać, dzisiaj prawie nie spaliśmy.
- Branoc - powiedział.
- Kolorowych koszmarów - powiedziałam na odchodne i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę, zgarnęłam paczkę BlackDevilów i wymknęłam się na balkon.
Odpaliłam papierosa, byłam na siebie tak okropnie zła, za to, że otworzyłam się przed Adamem i za to, że pokazałam mu swoje słabości. Nie powinnam ufać nikomu. Nie wiem jak on to robi, ale w jednej chwili pękły wszystkie mury, jakie udało mi się wokół siebie zbudować. Aaaaaaaaaaaaaaaaa nie tak cię uczono Margo. Usłyszałam  pukanie w szybę.
- Hej, chciałem zapytać, czy masz fajki - spojrzał na mojego w pół spalonego peta.
- Nie mam - powiedziałam, drocząc się.
- A to, pójdę zapytać sąsiadów - zażartował. Wyciągnęłam w jego stronę paczkę.
- Dzięki - powiedział z ulgą i usiadł obok mnie.
- Mały głodzik ? - zapytałam.
- Tsaa - mruknął wypuszczając dym.
- A ty nie miałaś iść spać? - zapytał po chwili.
- Miałam, ale musiałam przemyśleć parę spraw.
- Niech zgadnę, jesteś wściekła siebie, że pokazałaś mi swoje słabości i lęki? - odgadł.
- Może - mruknęłam, opierając brodę o kolana.
- Indra nie byłaby dumna - rzucił a kolejny obłok dymu wyleciał z jego ust - Mówiłem już, możesz mi zaufać.
- Ty mi nie ufasz - stwierdziłam gorzko. Nie odpowiedział, zapadła cisza.
- Ufam - przerwał ciszę po dłuższej chwili.
- Ta jasne - mruknęłam.
- Inaczej nie wtajemniczyłbym cię w plan ratowania Liama. Ufam ci, chociaż to absurdalne, bo znamy się dopiero kilka tygodni - patrzył w odległy punkt w przestrzeni. 
Chłopak usiadł po  turecku i zmierzwił mi włosy.
- Do łóżka, mała - powiedział.
- A co to za niemoralne propozycje?
- Nie schlebiaj sobie - prychnął.
- Dobrze, mamo - powiedziałam i weszłam do pokoju, brunet zaraz za mną - Branoc.
Chłopak zatrzymał się w progu moich drzwi, zamyślony.
- Mo? - zapytał i cofnął się o krok.
- Obecna.
- Co powiesz na kilkudniową wycieczkę? - zapytał.
- Co? - zapytałam zdziwiona.
-Podszedł do mojego łóżka i kucnął przede mną. W ciemności, nikłe światło księżyca zabarwiło jego czarne włosy na ciemno granatowo.
- Pomyślałem, że nigdy nie zaznałaś prawdziwego życia, takiego jak mają twoje rówieśniczki. Chciałbym cię zabrać gdzieś. Poznałabyś moją siostrę, i  w ogóle inne życie. Za dziewięć dni  twoje ślubowanie, nie...
- Dobrze - przerwałam mu.
- Wyruszamy o świcie - powiedział i mi zasalutował - Dobranoc.

_____________________________________________________________

Hej kochani,
 Przepraszam, że ten rozdział pojawił się tak późno, dodałam go tydzień temu, ale się nie wyświetlał. Niestety nie miałam czasu naprawić usterki więc dodatkowo dodaję kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Wolfslower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz