sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 7 "Ka akara aka-agọzi gị, agha."

Margo


Gdy otworzyłam oczy. Mój pokój wypełniało pulsujące czerwone światło. Mogło oznaczać to tylko jedno: alarm.
- Co do cholery? - mruknęłam, niezdarnie wstając z łóżka. Po chwili byłam już w mundurze i pędem ruszyłam do zbrojowni. Korytarze podobnie jak mój pokój rozświetlone były pulsującym czerwonym światłem, a moje uszy były drażnione, przez wysokie dźwięki alarmu. Z pokoi zaczęli wybiegać pozostali. Nikt o nic nie pytał, każdy biegł jednym kierunku. Po tylu latach, nauczyliśmy się niewiarygodnej synchronizacji, nikt się nie przepychał, biegliśmy trójkami po schodach a nasze idealnie zgrane kroki rozbrzmiewały po budynku. Ktoś na początku otworzył drzwi zbrojowni i po kilku chwilach, każdy miał kilka rodzajów broni z jakimi najlepiej się czuł. Ja zarzuciłam na plecy katany, tym razem nie jedną a dwie, złapałam pas ze sztyletami a do uda przypięłam niewielki półautomatyczny karabin, oprócz tego każdy z nas miał przypięty do paska spodni pistolet z którym się nie rozstawał. Znów trójkami pobiegliśmy do dużej hali zaraz obok „bazy” sali nawigacyjnej, gdzie czekała na nas Indra. Cała akcja trwała nie dłużej niż dziesięć minut. Zebrali się wszyscy, oprócz tych którzy mieli zmianę na bazie, patrol, lub byli ranni.
- BACZNOŚĆ! – krzyknęła kobieta. Wszyscy jednocześnie wykonali komendę – Zostaliśmy zaatakowani! Intruzi w sektorach E i F. Odział 1 oraz 2, WYSTĄP. Idziecie do strefy E, pozostali do F. Ka akara aka-agọzi gị, agha*.
Po usłyszeniu rozkazów w zwartym szeregu ruszyliśmy do wyjścia. Ogromne drzwi otworzyły się przed nami. Ukazując las, pogrążony w ciemności. Włożyłam do ucha bezprzewodową słuchawkę Każdy oddział, miał teraz człowieka w bazie, który nas naprowadzał, biegłam pierwsza a zaraz za mną ośmiu ludzi z mojego oddziału w którym dowodziłam, kilka metrów dalej biegła dwójka. Wcisnęłam mocniej słuchawkę i przyciągnęłam do ust drucik z mikrofonem.
-” Oddział pierwszy do dwójki. Słyszycie mnie?” - sprawdziłam czy urządzenie działa.
- „ Tak słyszymy” - odpowiedział głos na naszych słuchawkach. Słuchawkę miał każdy, a;e tylko dowodzący oddziałami mogli się komunikować.
-”Tu baza. Intruzi to najprawdopodobniej nie nadprzyrodzeni Nie przemieszczają się” - usłyszeliśmy komunikat .
- „Oddział pierwszy przyjęłam” - mruknęłam te urządzenia były wygodniejsze od krótkofalówek, ale szybciej traciły zasięg i łatwo było je zgubić. Biegliśmy z cichym tupotem, zgranych kroków w kompletnej ciemności. Każdy z nas znał teren, jak własną kieszeń. Wiem, że Adam ma rację, Liam tu nie przeżyje nawet pierwszego patrolu czy misji ale czy ten plan jest bezpieczniejszy? Szybko przywołałam się do porządku, miałam pełną świadomość, ze ponoszę odpowiedzialność za swój oddział. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i nieco przyśpieszyłam.
- „Oddział pierwszy, skierujcie się bardziej na północ. Dwójka na południe. Wejdziecie do akcji jednocześnie, z przeciwnych stron, czekajcie na mój sygnał, zrozumiano?”
-„ Jedynka, przyjęłam”
W pobliżu wyznaczonego miejsca, schowaliśmy się za drzewami i czekaliśmy na sygnał z bazy. Oddychaliśmy ciężko, po szybkim biegu, ale też czuliśmy jak adrenalina płynie w naszych żyłach. 
- "Oddział drugi na pozycji' -usłyszeliśmy.
-"Wchodzimy" - mruknęłam do mikrofonu i ruszyłam przed siebie opuszczając bezpieczne schronienie. Intruzi już czekali. To pułapka-  przemknęło mi przez myśli. Z metalicznym dźwiękiem, wyciągnęłam ostrza, krzyżując je przed sobą. Mieliśmy przewagę liczebną, ale oni byli silniejsi i znacznie szybsi. 
Było ich około 12, ich bezdenne czerwone oczy rejestrowały, każdy nasz ruch, one na nas czekały. Wojownicy tworzyli okręgi wokół intruzów. Znajdowałam się najbliżej przeciwników, w pierwszej linii walki, Moje mięśnie napięte aż do bólu, gotowe do ataku, paliły żywym ogniem. Przestały do mnie dochodzić jakiekolwiek, odgłosy z wyjątkiem szybkiego bicia własnego serca, czułam na szyi gwałtowne pulsowanie. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...
Liczyłam, to pozwalało przetrwać mi te niezwykle dłużące się sekundy zanim będę mogła rozładować swoje napięcie. 
Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia...
Dźwięk wysuwających się kłów pijawek, ich  oczy stały się czarne.
Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jeden, trzydzieści dwa...
Jeden z nich wykonał gwałtowny ruch.
Rozpoczęło się piekło. 
W jednej chwili powstała plątanina rąk a ostrza mieniące się w słońcu, błyskały groźnie. Nie docierały do mnie żadne głosy. Atakowałam i byłam atakowana. Mięśnie paliły żywym ogniem. Po chwil było już po wszystkim a martwe ciała pijawek zmieniły  się w popiół. Mogłam już odetchnąć mimo to, obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, miecze wyślizgnęły mi się z dłoni.
- Mo! - usłyszałam dziewczęcy głos, chyba należał do Octavii - Wszystko w porządku?
Chciałam odpowiedzieć "nie", ale z moich ust wydobył się tylko słaby warkot, osunęłam się na ziemię.
- Hej, spójrz na mnie- starała się utrzymać  ze mną kontakt - Nie zamykaj oczu!
Próbowałam, naprawdę próbowałam wykonać jej polecenia, ale moje powieki stały się ciężkie, jakby były z ołowiu. Chwilę trwała walka zanim ją przegrałam. Pochłonęła mnie ciemność. 
 ~~*~~*~~*~~

W jednej chwili poczułam paraliżujący ból. Minęła chwila zanim, zaczęły docierać do mnie głosy. 
- Jak ona się czuje? - zapytał niski, męski głos.
- Nie długo powinna się obudzić - odpowiedziała Octavia - Zerwała stary szef, straciła przez to dużo krwi.
- Nie powinno jej tam być - mruknął ktoś. O prychnęła.
- Mo, nie ominęła by żadnej walki - odpowiedziała - ale , tak to było nieodpowiedzialne.
Otworzyłam z trudem oczy, poraziło mnie białe światło. Byłam w sali szpitalnej. Zamrugałam a mój obraz się wyostrzył. Na moim łóżku siedziała O, a na przeciw mnie w charakterystycznych pozach ze skrzyżowanymi rękami na piersi Adam, Jack i Murphy. Wszyscy byli w czarnych strojach do nocnych łowów.
- Hej, śpiąca królewno - powiedział ostatni, gdy zobaczył, że otworzyłam oczy.
- Hej - wychrypiałam, ale natychmiast po mojej warzy przemknął grymas.
- Jak się czujesz? - zapytała O i wygładziła pościel.
- W porządku - odpowiedziałam słabo.
- Indra kazała cię odesłać na tydzień do domu. Musisz odpocząć przed ślubowaniem, dlatego przesunęła je o kilka dni. - powiedziała.
Indra przesunęła ślubowanie? Spojrzałam na Adama. Nie wykonał żadnych gwałtownych ruchów, które mogły by nas zdradzić.
- Nie, nie mogę... - szepnęłam.
- Mo, to jest rozkaz - stwierdził rzeczowo Jack.
Nie odpowiedziałam uśmiechnęłam się sztucznie.
- Odwiozę cię do domu, jak będziesz gotowa - obiecał Adam.
- Nie trzeba, umiem prowadzić - warknęłam.
- Polecenie Indry - powiedział i spojrzał mi w oczy. Chciał dopracować plan.
- Spoko - mruknęłam niezadowolona - To ja idę się spakować. 
Chłopcy wyszli, a ja przebrałam się w strój jak przyniosła mi przyjaciółka. Czarne spodnie z dziurami, czarna luźna koszulka i bordowa bluza z zamkiem błyskawicznym a do tego moje ulubione, przetarte już glany.
- Pomóc cie się spakować? - zapytała dziewczyna.
- Nie dzięki. I tak teza pójdę zobaczyć się z Liamem - rzuciłam i mocna przytuliłam ją - Opiekuj się nim, proszę.
- Jasne - odpowiedziała - Wracaj do zdrowia.
- Postaram się - odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia. 
Skierowałam się się pokoju, kilka drzwi dalej. Otworzyłam ostrożnie drzwi i weszłam do środka. Chłopak był podłączony do aparatury, spał. Nie chciałam go budzić. Znalazłam kawałek kartki i nabazgrałam szybko
Jestem na zwolnieniu, wracam za tydzień. Wracaj do zdrowia.
 Buziaczki 
~M
Szybkim krokiem dotarłam do swojego pokoju. Wyjęłam torbę z książkami i spakowałam te które zostawiłam na biurku, ostatnim razem. Właśnie układałam ubrania i wkładałam do niewielkiej torby sportowej, gdy ktoś zapukał do drzwi. 
- Wejdź - powiedziałam.  W progu stanął Adam, zdążył przebrać się w luźne, szare jeansy i ciemno zieloną koszulkę. 
- Hej, gotowa? - zapytał i zamknął za sobą drzwi. 
- A wygląda to jakbym była gotowa? - wskazałam na porozrzucane po łóżku ciuchy.
- No nie - stwierdził marszcząc brwi.
- No właśnie - westchnęłam - Usiądź sobie, jak znajdziesz gdzieś miejsce, to może chwilę potrwać.
Chłopak prychnął i zaczął przeglądać półki z książkami a ja wkładałam ubrania do  torby.
- Zaraz wracam - mruknęłam - idę po kosmetyczkę - zniknęła za drzwiami łazienki. 
Spakowałam co trzeba i wróciłam do pokoju.
- Piszesz wiersze? - zapytał wskazując notes.
- Próbuje - odpowiedziałam i zapięłam torbę - Gotowe!
- Mogę?  - zapytał wskazując na notes.
- Może innym razem - odpowiedziałam i zabrałam mu moje wypociny.
- Trzymam cię za słowo- powiedział - idziemy?
- Nom - mruknęłam a chłopak wziął moje torby.
Po chwili szliśmy już, po parkingu umieszczonym na piętrze -2, był ogromny, niemal każdy tutaj miał własny samochód. Adam otworzył mi drzwi do czarnego suva po stronie pasażera, schował torby do bagażnika i usiadł za kierownicą. Otworzyłam pilotem drzwi do garażu, a później bramę.
- Prowadź - powiedział. 
- Prosto, później zjedź na autostradę - poinstruowałam. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Brunet włączył radio. Wsłuchałam się w słowa piosenki My Chemical Romance - Mama.(https://www.youtube.com/watch?v=YUIsCkyxLTk)

We’re damned after all./W końcu jesteśmy przeklęci,
 Through fortune and flame we fall./Przez bogactwo i płomień spadam 
And if you can stay then I’ll show you the way,/ I jeśli zostaniesz, pokaże ci drogę 
To return from the ashes you call./By powrócić z popiołów, które przywołujesz
 
We all carry on,/My wszyscy idziemy dalej,
 (We all carry on)
When our brothers in arms are gone,/
W chwili, gdy nasi wojenni bracia już odeszli 
(When our brothers in arms are gone)

So raise your glass high,/
Więc wznieś toast
 For tomorrow we die,/Za to, że jutro umrzemy 
And return from the ashes you call./I powrócimy z popiołów, które przywołujesz

Ka akara aka-agọzi gị, agha -Niech los wam błogosławi.
__________________________________________________________________________ 

Hej,
  Kolejna zmiana planów, postanowiłam  dopisać do końca to opowiadanie ( jeszcze  około 8-9 rozdziałów) i  dopiero jak skończę to, to napiszę drugą część We have to survive. Dlaczego? Ponieważ, jestem teraz w trzeciej klasie gimnazjum, niedługo mam egzamin gimnazjalny i egzaminy do liceum i bardzo mi zależy, na ocenach końcowych, bo całe dwa i pół roku się nie przykładałam, a pisanie dwóch opowiadań na raz miesza mi w głowie
  Co sądzicie  o Adamie? I jego relacjach z Mo? Co Waszym zdaniem będzie dalej z Liam'em? I skąd biorą się ataki?   Mam nadzieję, że podoba się wam ten rozdział i mam nadzieję, że zostawicie swoją opinię w komentarzach. Cyba nie muszę mówić jak wielką dla mnie są motywację.
Pozdrawiam,
Wolfslower.  

1 komentarz:

  1. Rozdział czyta się szybko, jak każdy inny ;)
    Jak Mo zemdlała, to myślałam, że może wampiry coś jej zrobiły.
    Moim zdaniem Liam albo się przystosuje albo szybko wyleci :/
    Ataki? Może ma to coś związanego z Mo? Z jej przeszłością albo Indra wpakowała się w jakieś kłopoty.
    O relacjach Adama i Mo powiem tyle, że widać, że są co raz lepsze. Adam się o nią troszczy, chociaż stara się to ukryć.
    Czekam na więcej i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń