wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 6 "Bezsenność"

Ten rozdział dedykuje Madzi L. za komentowanie każdego rozdziału.
Margo

- Jak cię zwą? - zapytałam.
- ọdụm. *
- Ya mere Leo m na gị ụgwọ. M ga-emezu ihe ọ bụla ị na-ajụ m. **
- Ọ bụ ihe m ihe ùgwù Hummingbird*** - chłopak uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pomieszczenia.
Ja szybko posprzątałam pomieszczenie i ruszyłam do sali obrad. Miałam mnustwo papierkowej roboty. Po drodze myślałm o tym co powiedział chłopak. Może rzeczywiście miał racje, może powinnam się wyswobodzić? Sala konferensyjna składała się z długiego ciemnobrązowego stołu i krzeseł do kompletu. W rogu na przeciwko stołu stały dwa masywne fotele a pośrodku niski stolik kawowy. Sierowałam się do drzwi znajdujących sie po mojej lewej i znalazłam się w archiwum. Sztuczne bękitne światło oświetlało wiele rzędów, metalowych półek wypełnionych aktami przestępców, których wyeliminowanych, uniewinnionych lub tych którzy dostali drógą szansę. Chwyciałam jedno z pódeł stojących w kącie i wróciłam do sali komferencyjnej. Rozsiadłam się na środku i rozłożyłam papiery. Nie lubiłam tego obowiazku, w tej chwili w moich rękach spoczywałao wiele ludzkich żyć. Moim zadaniem mianowicie było posegregowanie teczek w trzy grópy: tych winnych do wyeliminowania, tych którzy nie byli groźni można uznać ich za niwinnych i tych których trzeba nastraszyć, żeby wrócili na właściwą drogę w przeciwnym razie wyladują w tej pierwszej gromadce.
Następne kilka godzin spędziłam, uważnie czytając dokumęty. Nie chcialam popełnić, zadnego błedu ale też marzyłam, żeby móc iśc już spać. Powieki stawały się coraz ciężejsze, a stos teczek ułożony po mojej prawej wcale się nie zmniejszał. Na podstawie mojej dzisiejszej pracy Inra będzie wysyłaś nas na misje. Nie może się zdażyć, że nie będzie do rozdania żadnych aktów. Ze skupienia wyrwało mnie stukanie w drzwi. Po chwili ukazali się w nich Ben, Murphy i Octavia.
- Hej – mruknęłam wracając wzrokiem do swojej pracy.
- Hej, słyszeliśmy, że trzeba ci pomóc - powiedziała O.
- Radzę sobię – odparłam.
- Jasne, jasne – mruknął Murphy i usiadł na przciwko mnie a zaraz obok niego Ben. Octavia natomiast usiadła obok mnie . Każde wizięło teczkę i skupiło na niej uwagę.
- Mo, co o tym myślisz - brunetka podała mi teczkę.
Na pierwszej stronie widnoało zdjęcie mężczyzny około czterdziestu lat.
- Oskarżony o morderstwo żony i dziecka. Nie przyznaje się do winy – przeczyałam na głos.
- Przeczytaj jego zeznanania – Polecił Ben – odkładając akat którymi aktualnie sie zajmował.
Przeleciałam wzrokiem po zeznaniach.
- Upiera się, że on w życiu nie skrzywdziłby swojej rodziny i że zostal wrobiony. Zapytany o to czy ma podejrzenia, kto mógłby to zrobic unika odpowiedzi. Jak dotąd nie karany. Sosiedzi wspominają, że wcześniej słyszeli kłótnie, ale wytpowiadają się o nim jako o spokojnym i trosliwym człowieku. Uważają, że niebyły do tego zdolny.
- Nigdy nie wiadomo jakie demony czają sie w czowieku – podsumował Murphy.
- Coś tu śmierdzi – stwierdziałam – Jak można zabić kobietę którą poślubił i to jeszcze w pokoju dziecka.
- Zapytaj tego gościa – mruknął Murphy.
Ben siedział w skupieniu, analizując dostarczone mu informacje.
- Czy wspomniano o jakichś konfliktach z mafią ?– zapytał. Przejrzałam jeszcze raz papiery.
- Nic – odpwiedziałam – piszą jeszcze, że ofiary zostały zadźgane. Oskarżony upiera się, że nigdy nie widział tego noża i jest niemal pewny, że nie było takiego noża w kuchni.
- To nie wygląda mi na mafię – Stwierdziła O.
- Ale znów, jeśli nie widzial tego noża to skąd tam jego odciski palców.
- Zajmę się tym – zadecydował Ben – Sprawdzę poszlaki, przesłucham świadków i tym podobne, może uda mi się coś znaleźć.
- Pomogę ci – powiedziała Octavia.
- W porządku, musimy iść jutro do Indry i prosić o zezwolenie na misję – zwrócił się do brunetki.
- Po trzydziestu minutach, wszystkie akta były przejrzane.
- Dzięki za pomoc - siędo towarzyszy.
- Do usług – powiedział Murphy i póścił do mnie perskie oczko.
- To ja idę przygotować się do szkoły – Mruknełam nie zadowolaona z faktu, że jutro poniedziałek.
- Do zobaczenia – powiedziała O i mocno mnie przytuliła.
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i od razu przebrałam się w piżamę. Dopiero teraz mogłam wziąść się za odrabianie lekcji. Po półtorej godziny wszystko było gotowe. Jednak zasnącnie dawały mi dzisiejsze słowa Adama, niby nic o czym wczśniej bym nie wiedziała, ale wyraz jego twarzy gdy to mówił, był śmiertelnie poważny. Po wielu bezskutecznych próbach zaśnięcia, spowrotem przebrałam sie w “mundór i wygrzebałam staranie ukrytą paczkę papierosów i schowałam do bocznej kieszeni w spadniach na wysokości kolana. Wymknęłam się po cichu z pokoju a drzwi zamknęłam na klucz. Pmknęłam po schodach przez dwa kolejne piętra i schowałam się w bibliotece. Skierowałam się do okna najbliżej, przeciwnej ściany. Otworzyłam je na ościęż i wymknełam się na dach. Ostrożnie pokonałam drogę dzielącą mnie do płaskiej części dachu. Dopiero teraz mogłam oddetchnąc pełna piersią. Może to głupie ale tylko tu czułam się teraz tak na prawdę wolna i bezpieczn mimo, że od ziemi dzieliło mnie jakieś pięć pięter.
Odpaliłam szluga i mocno się nim zaciągnęłam. Wypuszczając dym, uśmiechnęłam się do siebie. To był dla mnie najlepszy sposób na bezsenność. W tym miejscu, zmieniałam się tylko ja, przychodziłam tu odkąd odkryłam to miejsce. Miałam wtedy około 11 lat, z czasem do mojego przesiadywania tutaj doszły używki, ale łamanie zasad Watahy sprawiało mi swoistą przyjemność. Moją czujność wzpudziły odgłosy cichych kroków, szybko zgasiłam papierosa.
- Spokojnie, to tylko ja – powiedział głos z ciemności, był to Adam.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytałam.
- W zasadzie to cię nie szukałem – odparł.
- W porządku – rzuciłam.
- Mogę? - zapytał wskazując miejsce obok mnie.
- Jasne.
- Ładnie to tak, palić po nocach? - zapytał z uśmiechem.
- Miałam problem z zaśnięciem – przyzanałam.
- Ja też – mruknął.Wyciągnełam w jego stronę paczkę i zapalniczkę.
Chłopak poczęstowła się bez wachania. Nie był grzecznym chłopcem. Sama też wzięłam jednego i odpaliłam. Siedzieliśmy w milczeniu, a chmura dymu łączyła się w jedno, zanim rozwiał ją wiatr. Myślałam, że będzie mi przeszkadzać tutaj obecność, zupełanie obcego mi chłopaka, ale tak nie było. Jego obecnoś była w pewnym sesie uspokoajająca.
- Mogę zadać ci pytanie? - Zapytał.
- Już to zrobiłeś – odparowałam, wypuszczając dym z płuc.
- Często tu przchodzisz? -nie dał się zwieśc z tropu chłopak.
- Czy ja wiem, raz na jakiś czas. Spokojnie jeszcze nie zdążyłam sie uzależnić. Jak udało ci sie znaleźć to miejsce. – mruknęłam.
- Wszystkie budynki Organizacji wyglądają niemal tak samo – odparł.
- Jak tam było? - zapytałam niepewne, po chwili ciszy.
- Gdzie?
- W tej Watasze z której pochodzisz? - dopytywałam się.
- Podobnie jak w tej. Grupka ludzi z którymi dorastałem, któych znałem od dziecka, z którymi trenowałem- spojrzałam na niego, patrzył w gwieździste nieb, powoli wypuszczając struszkę dymu.
- Musiało być ci ciężko, zostawić to wszystko – podsumowałam.
- Taaa – stwierdził - Wracamy ? - zapytał, chcąc uniknąć dalszych rozmów na ten temat.
Brunet wstał i podał mi rękę, którą chwycłam po chwili wachania. Po kilku minutach staliśmy już w bibliotece.
- Ọ dị mma ịgwa, na Hummingbird*
- m na- **
- Idź pierwsza – polecił szeptem.
Kiwnęłam głową i wymknęłam się nie korytarz. Bezszelestnie zbiegłam do mojego pokoju.
Schowałam dokładnie paczkę papierosów i przebrałam się z powrotem w piżamę złożoną z męskiej koszulki któregoś z chłopaków i położyłam się do łóżka. Myślałam o tym ile sekretów skrywa Adam. Musiał wiele przejść, ja nie wyobrażam sobie co bym zrobiła, gdyby teraz mnie przenieśli. Po chwili moje myśli zaczęły płynąć coraz wolniej, a ja wpadłam w objęcia Morfeusza.
Maaamo! - Krzyczała mała dziewczynka, łudząco przypominała mnie. Nie otrzymała odpowiedzi – Maaaaaaaaaamo! Mamusiu! - krzyczała, biegnąc długim korytarzem, który zdawał się nie kończyć- Maaaamo! - Nie przestawała. Znałam zakończenie tego snu. Śnił mi się bardzo często- Maaaammmmmmuuuuusssiiiuuu! - Nie dawała za wygraną. Nagle usłyszałam dźwięk alarmu i obraz zaczął się zamazywać.
Gdy otworzyłam oczy. Mój pokój wypełniało pulsujące czerwone światło. Mogło oznaczać to tylko jedno: alarm.
- Co do cholery? - mruknęłam, niezdarnie wstając z łóżka. Po chwili byłam już w mundurze i pędem ruszyłam do zbrojowni.

* Miło się rozmawiało, Kolibrze.
** Mi również.
_______________________

Hej kochani,
Tak, wiem, że dzisiaj powinien pojawić sie rozdział WHTS, ale nie mam go ukończonego a jestem poza domem, wiec w zamian dodaje ten rozdzał, bo napisałam go wcześniej , a później dwa tygodnie pod rząd dodam WHTS. 
Rozdzaił ten dodaje z komórki, więc jest niesprawdzony, z góry przepraszam za błędy oraz zachęcam do komentowania, ponieważ Wasza opinia jest dla mnie ogromną motywacją. 
Pozdrawiam,
Wasza Wolfslower.

3 komentarze:

  1. O matko! Dawno mnie tu nie było..;) ale przeczytałam wszystko od początku i jednoznacznej stwierdzam że to jest świetne! :) naprawdę! Życzę mnóstwa weny i czekam na następne rozdziały ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dedykacje :3
    Postać Adama podoba mi się jeszcze bardziej ;) Nie dlatego, że jest chłopakiem, ale dlatego, że jest taki tajemniczy - taki chodzący wielki sekret. A poza tym to taki stalker hahha, jak ja ;p
    Czyżby jakiś napad na Watahę?
    Pozdrawiam cieplutko, weeny i zapraszam do sb! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że tak późno. Mój pierwszy komentarz na tym blogu.
    Bardzo podoba mi się fabuła. Taka z deczka zagmatwana. I tajemnicza postać :)
    Lubię Margo, bo z jednej strony jest taka twarda jak skała, bez uczuć, a z drugiej taka delikatna i opiekuńcza.
    Jestem ciekawa rozwiązania zagadki mężczyzny z akt, tego, jak potoczy się plan Adama.
    Generalnie, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Izzy ^.-

    OdpowiedzUsuń