poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 5 "Zimne dzieci śmierci"

Margo

- Nie skrzywdzicie go! -krzyknęłam. 
- A widzisz inne wyjście? - odezwał się ktoś inny, nie dbałam o to kto. 
- Tak – powiedziałam stanowczo.

- Jakie niby? - chłopak zrobił kilka kroków i stanął niebezpiecznie blisko.
 - Wytrenuję go, stanie się jednym z nas – rzuciłam. Nie było tego w planach. Spojrzałam na chłopaka stojącego w kącie – Witaj w watasze napụtara (uratowany)
Liam stał z przerażeniem widocznym na twarzy. Wyjęłam zza pleców moją ktanę i odwróciłam się w stronę towarzyszy zwróciłam ostrze w stronę drzwi.
- Tam są drzwi – warknęłam patrząc kolejno, każdemu w oczy. Wyszli po chwili wachania a ja gwałtownie odwróciłam się w stronę drżącego chłopaka – Nic ci nie jest? - zapytałam.
- Nnnie – jęknął – Mogłabyś? - szepnął patrząc intensywnie na ostrze.
- Jasne – rzuciałam i odłożyłam katanę na miejsce, ostrożne zrobiłam kilka kroków w stronę blondyna – Wybacz, rzadko pojawia się tu ktoś z zewnątrz. Właściwie to jest to zakazane – usiadłam na brzegu jego łóżka – Udziądź, proszę.
Liam wykonał moje polecenie, siadając jak najdalej odemnie.
- Czy wy... - spojrzał na mnie niepenewnie – zabijecie mnie teraz? 
- Liam, nie po to narażałam własne życie, aby teraz pozwolić cię zabić - odparłam spokojnie. 
-Więc, co teraz ze mną będzie? 
- Staniesz się jednym z nas – szepnęłam. 
- Mam lepszy pomysł – odezwał się niski głos w drzwiach. 
Odwróciłam się gwałtownie, o framugę drzwi nonszalancko opierał się Adam. 
- Chłopak nie przeżyje, ma za mało czasu żeby nauczyć się tego, czego my uczymy się latami – dorzucił, ruszając w naszą stronę.

- Więc, jaki jest twój plan? - zapytałam zdezorientowana. 
- Musisz mi zaufać – powiedział patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Daj mi powód – odparłam. 
- Jak sobie życzysz. Możemy porozmawiać na osobności – zwrócił się do mnie – Wątpię żeby twój chłopak potrafił dotrzymać tajemnicy. 
- To nie jest mój chłopak. Miłość jest słabością – odpowiedziałam bez zawahania i ruszyłam w jego stronę. 
- Doprawdy tak uważasz – prychnął. 
- Nie twój interes – warknęłam. 
- Wiec jaki jest twój plan? - zapytałam już za drzwiami. 
- To nie jest odpowiednie miejsce. Ściany mają uszy. Choć przy okazji trzeba opatrzyć ci rany – powiedział stanowczo. 
- Nie zostawię Liama bez opieki – zaprotestowałam.
- Martwa mu nie pomożesz. Poprosiłem twoją ciemnowłosą przyjaciółkę o pomoc.
- Dzięki – powiedziałam. 
- To jednak w twoim słowniki istnieje te słowo? - zażartował i ruszył za mną do miejsca, gdzie obudziła się dziś rano. 
- Taaa, na liście słów najrzadziej używanych – mruknęłam. 
Brunet parsknął śmiechem. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu.
- Mogę zobaczyć twoją ranę? - zapytał. 
- Jasne – mruknęłam i bez żadnego zażenowania ściągnęłam koszulkę. Takie sytuacje były dla nas codziennością. Chłopak przelotnie spojrzał na moją pokrytą wieloma bliznami i szramami skórę.
- Trzeba będzie to zszyć – stwierdził – Gdzie trzymacie …
- Lewa szafka, trzecia od dołu półka – środki do dezynfekcji, resztę znajdziesz w komodzie w pierwszej szufladzie – przerwałam mu.
Chłopak znalazł bez problemu potrzebne medykamenty.
- Połóż się – rzucił i usiadł po mojej lewej – Teraz trochę zapiecze – mruknął.
Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę i posłałam spojrzenie pod tytułem „serio?”
- Jestem wojownikiem – warknęłam.
- Wybacz, to z przyzwyczajenie. Moja młodsza siostra ciągle pakowała się w kłopoty. Chciałam o nią zapytać, ale chłopak najwyraźniej nie chciał mi o niej opowiadać, leżałam w milczeniu i zastanawiałam się jaki plan ma chłopak.
- Dlaczego mi pomagasz? - Zapytałam patrząc na jego pogrążoną w skupieniu twarz.
- Bo jesteś ranna. Tak postępujemy. - odpowiedział wymijająco.
Ty masz inne powody, nie chodzi mi tu tylko o moje rany.
Chłopak zrobił supeł i odciął nić, następnie podał mi koszulkę.
- Bo, ratując chłopaka pokazałaś, że nie wyprali ci jeszcze mózgu – powiedział poważnie. 
- Co masz na myśli.
- Na prawdę tego nie widzisz? Tego co się tu dzieję? Wmawiają wam, że emocje są słabością, zmuszają do ciągłej posłuszności, przestrzegania żelaznych zasad, jesteśmy własnością Indry i innych dowódców, jeżeli Oni każą nam zabić najlepszego przyjaciela, zrobimy to bo jesteśmy ich zabawkami. Jesteśmy arsenałem broni, bez uczuć, emocji, zimne dzieci śmierci – mówił patrząc mi w oczy. Był śmiertelnie poważny.  
- To nie tłumaczy dlaczego mi pomagasz - mruknęłam.
- To, że ratując tego chłopaka, udowodniłaś, że nie udało im się wyplenić w tobie człowieczeństwa – odpowiedź nie była taka jakiej się spodziewałam. Wolałam uniknąć, dalszej rozmowy na ten temat. Chłopak miał rację.
- To jaki mamy plan? - zapytałam.
- Sfingujemy jego śmierć – odparł spokojnie.
- Co?!? - krzyknęłam.
- Ciszej – warknął – Musisz mi zaufać.
- Jak mam to zrobić, nic o tobie nie wiem – wzburzyłam się.
  - Ja o tobie też i nie robię ci wyrzutów, że nie opowiedziałaś mi całe swojej historii na dzień dobry- warknął – plan jest taki, będziesz go trenować przez kilka dni, graj na czas. Indra na pewno w tym czasie pośle go do szkoły, pod twoją obserwacją, żeby nikt nie podejrzewał zniknięcia. Ja w tym czasie załatwię mu fałszywe papiery. Chłopak zostanie napadnięty podczas twojego ślubowania.
- Kto i jak to zrobi? Czy stanie mu się jakaś krzywda?
- Nie, to jest prawie całkowicie bezpieczne, pod względem fizycznym oczywiście. Podczas twojego ślubowania wszyscy będą musieli być obecni ale ktoś wisi mi przysługę. Przez co pozbędziemy się podejrzeń. To jedyny sposób, żeby przeżył.
- Adam, wiesz, ze nie musisz się narażać – jęknęłam – Ten plan jest cholernie niebezpieczny.
- Nic mi nie będzie. Tylko nie mów chłopakowi – powiedział i się uśmiechnął.
- Jak cię zwą? - zapytałam. 
- ọdụm. *
- Ya mere Leo m na gị ụgwọ. M ga-emezu ihe ọ bụla ị na-ajụ m. **
- Ọ bụ ihe m ihe ùgwù Hummingbird*** - chłopak uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pomieszczenia.
Ja szybko posprzątałam pomieszczenie i ruszyłam do sali obrad. Miałam mnustwo papierkowej roboty. Po drodze myślałm o tym co powiedział chłopak. Może rzeczywiście miał racje, może powinnam się wyswobodzić?

    *Lew.
    ** Lwie, jestem twoją dłużniczką. Spełnię o cokolwiek mnie poprosisz. 
    *** To dla mnie zaszczyt, Kolibrze.

     __________________________________________________________


    Hej kochani,
     Przepraszam, ze rozdział nie pojawił się w sobotę ale nie było mnie w dobo przez kilka dni, a poza tym to dopadł mnie brak weny. Mam teraz ferie co sprawia, że jestem bardziej leniwa niż zawsze.
    Mam nadzieję, ze mi wybaczycie to zarówno jaki i fakt, że rozdział jest krótki i  wieje nudą.
    Pozdrawiam,
    Wasza leniwa Wolfslower. 


     

2 komentarze:

  1. Rozdział ciekawy i wciągający ^^
    Plan Adama wydaje się ciężki do zrealizowana, ale możliwy. Mam nadzieję, że się uda uratować Liama.
    Adam ma w sumie racje - ludzie pozbawieni emocji to bezlitosne maszyny do zabijania.
    I jakim oni się posługują językiem? :D
    Pozdrawiam cieplutko :3 życzę duuużo weny i czekam na następny rozdział ^^ zapraszam również do sobie --> http://destructionisclose.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taką nadzieję. To język Igbo ( gogle tłumacz się kłania XD) Dziękuję za komentarz, to wiele dla mnie znaczy.
      Pozdrawiam,
      Wilfslower

      Usuń