Margo
- A
widzisz inne wyjście? - odezwał się ktoś inny, nie dbałam o to
kto.
- Tak
– powiedziałam stanowczo.
- Jakie
niby? - chłopak zrobił kilka kroków i stanął niebezpiecznie
blisko.
- Wytrenuję go, stanie się
jednym z nas – rzuciłam. Nie było tego w planach. Spojrzałam na
chłopaka stojącego w kącie – Witaj w watasze napụtara
(uratowany)
Liam
stał z przerażeniem widocznym na twarzy. Wyjęłam zza pleców moją
ktanę i odwróciłam się w stronę towarzyszy zwróciłam ostrze w
stronę drzwi.
- Tam
są drzwi – warknęłam patrząc kolejno, każdemu w oczy. Wyszli
po chwili wachania a ja gwałtownie odwróciłam się w stronę
drżącego chłopaka – Nic ci nie jest? - zapytałam.
- Nnnie
– jęknął – Mogłabyś? - szepnął patrząc intensywnie na
ostrze.
- Jasne
– rzuciałam i odłożyłam katanę na miejsce, ostrożne zrobiłam
kilka kroków w stronę blondyna – Wybacz, rzadko pojawia się tu
ktoś z zewnątrz. Właściwie to jest to zakazane – usiadłam na
brzegu jego łóżka – Udziądź, proszę.
Liam
wykonał moje polecenie, siadając jak najdalej odemnie.
- Czy
wy... - spojrzał na mnie niepenewnie – zabijecie mnie teraz? - Liam, nie po to narażałam własne życie, aby teraz pozwolić cię zabić - odparłam spokojnie.
-Więc, co teraz ze mną będzie?
- Staniesz się jednym z nas – szepnęłam.
- Mam lepszy pomysł – odezwał się niski głos w drzwiach.
Odwróciłam się gwałtownie, o framugę drzwi nonszalancko opierał się Adam.
- Chłopak nie przeżyje, ma za mało czasu żeby nauczyć się tego, czego my uczymy się latami – dorzucił, ruszając w naszą stronę.
- Więc, jaki jest twój plan? - zapytałam zdezorientowana.
- Musisz mi zaufać – powiedział patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Daj mi powód – odparłam.
- Jak sobie życzysz. Możemy porozmawiać na osobności – zwrócił się do mnie – Wątpię żeby twój chłopak potrafił dotrzymać tajemnicy.
- To nie jest mój chłopak. Miłość jest słabością – odpowiedziałam bez zawahania i ruszyłam w jego stronę.
- Doprawdy tak uważasz – prychnął.
- Nie twój interes – warknęłam.
- Wiec jaki jest twój plan? - zapytałam już za drzwiami.
- To nie jest odpowiednie miejsce. Ściany mają uszy. Choć przy okazji trzeba opatrzyć ci rany – powiedział stanowczo.
- Nie zostawię Liama bez opieki – zaprotestowałam.
- Martwa mu nie pomożesz. Poprosiłem twoją ciemnowłosą przyjaciółkę o pomoc.
- Dzięki – powiedziałam.
- To jednak w twoim słowniki istnieje te słowo? - zażartował i ruszył za mną do miejsca, gdzie obudziła się dziś rano.
- Taaa, na liście słów najrzadziej używanych – mruknęłam.
Brunet parsknął śmiechem. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu.
- Mogę zobaczyć twoją ranę? - zapytał.
- Jasne
– mruknęłam i bez żadnego zażenowania ściągnęłam koszulkę.
Takie sytuacje były dla nas codziennością. Chłopak przelotnie
spojrzał na moją pokrytą wieloma bliznami i szramami skórę.
- Trzeba
będzie to zszyć – stwierdził – Gdzie trzymacie …
- Lewa
szafka, trzecia od dołu półka – środki do dezynfekcji, resztę
znajdziesz w komodzie w pierwszej szufladzie – przerwałam mu.
Chłopak
znalazł bez problemu potrzebne medykamenty.
- Połóż
się – rzucił i usiadł po mojej lewej – Teraz trochę zapiecze
– mruknął.
Odwróciłam
gwałtownie głowę w jego stronę i posłałam spojrzenie pod
tytułem „serio?”
- Jestem
wojownikiem – warknęłam.
- Wybacz,
to z przyzwyczajenie. Moja młodsza siostra ciągle pakowała się w
kłopoty. Chciałam
o nią zapytać, ale chłopak najwyraźniej nie chciał mi o niej
opowiadać, leżałam
w milczeniu i zastanawiałam się jaki plan ma chłopak.
- Dlaczego
mi pomagasz? - Zapytałam patrząc na jego pogrążoną w skupieniu
twarz.
- Bo
jesteś ranna. Tak postępujemy. - odpowiedział wymijająco.
Ty
masz inne powody, nie chodzi mi tu tylko o moje rany.
Chłopak
zrobił supeł i odciął nić, następnie podał mi koszulkę.
- Bo,
ratując chłopaka pokazałaś, że nie wyprali ci jeszcze mózgu –
powiedział poważnie.
- Co
masz na myśli.
- Na
prawdę tego nie widzisz? Tego co się tu dzieję? Wmawiają wam, że
emocje są słabością, zmuszają do ciągłej posłuszności,
przestrzegania żelaznych zasad, jesteśmy własnością Indry i
innych dowódców, jeżeli Oni każą nam zabić najlepszego
przyjaciela, zrobimy to bo jesteśmy ich zabawkami. Jesteśmy
arsenałem broni, bez uczuć, emocji, zimne dzieci śmierci –
mówił patrząc mi w oczy. Był śmiertelnie poważny.
- To
nie tłumaczy dlaczego mi pomagasz - mruknęłam.
- To,
że ratując tego chłopaka, udowodniłaś, że nie udało im się
wyplenić w tobie człowieczeństwa – odpowiedź nie była taka
jakiej się spodziewałam. Wolałam uniknąć, dalszej rozmowy na
ten temat. Chłopak miał rację.
- To
jaki mamy plan? - zapytałam.
- Sfingujemy
jego śmierć – odparł spokojnie.
- Co?!?
- krzyknęłam.
- Ciszej
– warknął – Musisz mi zaufać.
- Jak
mam to zrobić, nic o tobie nie wiem – wzburzyłam się.
- Ja
o tobie też i nie robię ci wyrzutów, że nie opowiedziałaś mi
całe swojej historii na dzień dobry- warknął – plan jest
taki, będziesz go trenować przez kilka dni, graj na czas. Indra na
pewno w tym czasie pośle go do szkoły, pod twoją obserwacją,
żeby nikt nie podejrzewał zniknięcia. Ja w tym czasie załatwię
mu fałszywe papiery. Chłopak zostanie napadnięty podczas twojego
ślubowania.
- Kto
i jak to zrobi? Czy stanie mu się jakaś krzywda?
- Nie,
to jest prawie całkowicie bezpieczne, pod względem fizycznym
oczywiście. Podczas twojego ślubowania wszyscy będą musieli być
obecni ale ktoś wisi mi przysługę. Przez co pozbędziemy się
podejrzeń. To jedyny sposób, żeby przeżył.
- Adam,
wiesz, ze nie musisz się narażać – jęknęłam – Ten plan
jest cholernie niebezpieczny.
- Nic
mi nie będzie. Tylko nie mów chłopakowi – powiedział i się
uśmiechnął.
- Jak cię zwą? - zapytałam.
- ọdụm.
*
- Ya
mere Leo m na gị ụgwọ. M ga-emezu ihe ọ bụla ị
na-ajụ m. **
Ja
szybko posprzątałam pomieszczenie i ruszyłam do sali obrad. Miałam
mnustwo papierkowej roboty. Po drodze myślałm o tym co powiedział
chłopak. Może rzeczywiście miał racje, może powinnam się
wyswobodzić?
*Lew.
**
Lwie, jestem twoją dłużniczką. Spełnię o cokolwiek mnie
poprosisz.
***
To dla mnie zaszczyt, Kolibrze.
__________________________________________________________
Hej kochani,
Przepraszam, ze rozdział nie pojawił się w sobotę ale nie było mnie w dobo przez kilka dni, a poza tym to dopadł mnie brak weny. Mam teraz ferie co sprawia, że jestem bardziej leniwa niż zawsze.
Mam nadzieję, ze mi wybaczycie to zarówno jaki i fakt, że rozdział jest krótki i wieje nudą.
Pozdrawiam,
Wasza leniwa Wolfslower.
Rozdział ciekawy i wciągający ^^
OdpowiedzUsuńPlan Adama wydaje się ciężki do zrealizowana, ale możliwy. Mam nadzieję, że się uda uratować Liama.
Adam ma w sumie racje - ludzie pozbawieni emocji to bezlitosne maszyny do zabijania.
I jakim oni się posługują językiem? :D
Pozdrawiam cieplutko :3 życzę duuużo weny i czekam na następny rozdział ^^ zapraszam również do sobie --> http://destructionisclose.blogspot.com
Ja też mam taką nadzieję. To język Igbo ( gogle tłumacz się kłania XD) Dziękuję za komentarz, to wiele dla mnie znaczy.
UsuńPozdrawiam,
Wilfslower