- Poznaj
to Adam - wskazała na chłopaka - Adamie poznaj to Margo, wprowadzi
cię w tutejsze życie i oprowadzi po budynku. Przedstawi ci też
zasady i konsekwencje jakie grożą za ich n i e
przestrzeganie.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął delikatnie głową. Jego oczy były ciemno brązowe, przepełnione gniewem i czymś jeszcze, czymś czego nie mogłam odgadnąć. Wyglądał na kilaka lat starszego od większości z Nas, co było dziwne bo Indra, werbowała ludzi z reguły nie starszych niż 9- 10 lat, najczęściej młodszych. Kobieta wyczuła moje wahanie i spojrzała na mnie chłodno. Przełknęłam ślinę.
- Miło
mi cię poznać – powiedziałam oschle. Indra wyciągnęła z
szuflady ciemnego biurka kluczyk z przywieszonym drewnianym
brelokiem z numerem pokoju.Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął delikatnie głową. Jego oczy były ciemno brązowe, przepełnione gniewem i czymś jeszcze, czymś czego nie mogłam odgadnąć. Wyglądał na kilaka lat starszego od większości z Nas, co było dziwne bo Indra, werbowała ludzi z reguły nie starszych niż 9- 10 lat, najczęściej młodszych. Kobieta wyczuła moje wahanie i spojrzała na mnie chłodno. Przełknęłam ślinę.
- Witaj
w watasze – powiedziała chłodno, bardziej niż zwykle –
Oprowadź go po katerze – zwróciła się do mnie. Kiwnęłam
głową na znak posłuszeństwa i wstałam chcąc jak najszybciej
opuścić pomieszczenie. Brunet ruszył za mną.
Gdy
tylko znalazłam się za drzwiami odetchnęłam głęboko i posłałam
wymuszony uśmiech chłopakowi, który patrzył na mnie z
niecierpliwością, a jego pozycja świadczyła o jego obojętności.
- No
to chodźmy – powiedziałam drętwo, nie spodziewając się
odpowiedzi. Chłopak wzruszył ramionami i powolnym krokiem ruszył
zaraz za mną.
Oprowadziłam
go po piętrze mieszkalnym, pokazałam magazyn, bibliotekę, salę
treningową i garaż na koniec, z lekką obawą zaprowadziłam go do
salonu, który jak zwykle tętnił życiem. Zwykle panujący tam
gwar, ucichł gdy tylko przekroczyliśmy próg salonu. Zapanowała
niezręczna cisza a wszystkie twarze były zwrócone ku Adamowi.
-
Ekhmmmm – odchrząknęłam – Poznajcie to Adam. Jest nowym
członkiem watahy- powiedziałam powoli, widząc pojawiające się
na ich twarzach zdziwienie. Dało się usłyszeć pomruki
niezadowolenia lub zaciekawienia.
Posłałam
wszystkim lodowate spojrzenie, mające na celu ich uspokoić.
Cofnęłam się krok, żeby stanąć ramię w ramię z nieznanym mi
chłopakiem.
- Adam,
poznaj to twoja wataha – powiedziałam cicho,spojrzał na mnie
tylko lekceważąco, podobnym spojrzenie obrzucił resztę
zgromadzonych – to jeszcze nie wszyscy – kontynuowałam –
część jest na obowiązkowym treningu, który każdy musi odbyć
co najmniej 5 razy w tygodniu.
-Wiem
jak to działa – warknął nisko, a ja po raz pierwszy usłyszałam
jego głos – możesz mi pokazać gdzie jest mój pokój.
-Oczywiście
– odpowiedziałam sztywno, nawiązując kontakt wzrokowy z resztą.
Ruszyłam
w kierunku schodów. Szybko znaleźliśmy się na drugim piętrze,
bez
trudu znalazłam pokój z liczbą 37 i otworzyłam masywne
ciemnobrązowe drzwi przed chłopakiem.
- Możesz
zrobić sobie remont jak chcesz – powiedziałam – pokój od tej
chwili jest twoją własnością. Myślę że, resztę musisz
uzgodnić z Indrą.
Brunet
rozejrzał się po pokoju.
- Przepraszam
za innych, rzadko pojawia się tu ktoś nowy. Jak chcesz to na
kolację możesz zejść kiedy chcesz. Wszystkie pomieszczenia masz
do dyspozycji całą dobę.
-Dziękuję
– powiedział nisko, a ja uśmiechnęła się do niego.
-Taki
mój obowiązek, rozgość się i dobrej nocy – powiedziałam i
wyszłam.
Szybkim
krokiem zeszłam z powrotem do kuchni i opadłam ciężko na wysokim
krześle przy wyspie kuchennej, zostałam zbombardowana pytaniami na
temat Adama. Niestety nie mogłam udzielić odpowiedzi na żadne
pytanie, bo sama niewiele wiedziałam. Na szczęście Octavia
zauważyła moje znużenie i międzyczasie zrobiła mi moją ulubioną
kawę. -
-Dziękuję
– powiedziałam z wdzięcznością.
- Nie
ma za co, Mo. To musiał być dla ciebie ciężki dzień. –
odpowiedziała i usiadł obok mnie – opowiedz mi, jaki on jest?
- Nie
mówił prawie nic. Wydaje się, że nie jest tu z własnej woli. I
jesze jedno, wydaje mi się, że został przeniesiony z innego
ośrodka.
- Jak
to?
- Doskonale
zdawał sobie sprawę z wszystkich zakazów, obowiązków jakby znał
je na pamięć.
- Ciekawe
co narozrabiał – powiedziała z zadziornym uśmieszkiem – Ale
niezły jest co?
- Czy
ja wiem – odpowiedziałam zamyślona a dziewczyna tylko parsknęła
śmiechem.
- Oooo
ktoś tu próbuje mnie oszukać – powiedziała i szturchnęła mnie
łokciem.
- Nie
nawet tak o nim nie pomyślałam. Poza tym nie mam czasu na związki
– zakończyłam szybko.
- Mo,
czy ty myślisz, że będziesz wiecznie młoda i wiecznie będziesz
trenować tutaj. Nie długo skończymy 16 lat, od pękamy ślubowanie
i …
- Ja
nadal będę trenować, przez następne 2 lata codziennie, Indra
chcę, żebym kontynuowała kurs.
- Coooo!?!
I ja się dopiero dowiaduję? - krzyknęła zaskoczona- Gratuluję!
- Dziękuję
– podziękowałam.
- Nie
widzę żebyś się cieszyła – zauważyła.
- Bo
się nie cieszę, moje życie ściślej zostanie przywiązanie do
organizacji. O, ja nie potrafię nawet ugotować obiadu, a nie mówmy
już o ogarnięciu 45 nieletnich przestępców.
- Mo,
kochana Indra na pewno nie wybrała cię z byle powodu.
- Jasne
– mruknęłam – Idę na trening.
______________________________________________________________
Na
sali treningowej, w końcu mogłam odreagować swoją wściekłość.
Uwielbiałam trenować, często trenowałam wraz z innymi, o tej
porze jednak sala była pusta a ja miałam pełne pole do manewru.
Najlepiej
myślało mi się będąc w ruchu, ale dzisiaj wiedziałam, że nie
mogę przeholować, bo dzisiejszy patrol mnie nie ominie. Po
godzinnych ćwiczeniach przebrałam się z powrotem w mundur i
ruszyłam na wieczorny patrol. Teren w okolicy nory był patrolowany
przez nas przez 24 godziny na dobę. Wyruszaliśmy po dwie pary i
przez dwie godziny biegaliśmy, po wyznaczonym terenie kontaktując
się przez krótkofalówki i łącząc się z ludźmi mającymi
zmianę w bazie. Szukamy intruzów ale rzadko miewamy tu
nieproszonych gości, więc krótkofalówki służą nam do żartów
i luźnych pogawędek.
- „Baza
do dziewiątki. Odbiór” .– usłyszałam zniekształcony głos.
- „Tu
dziewiątka do bazy. Jak tam?” - Odpowiedziałam, przybliżając
urządzenie do ust i wciskając guzik.
- „Nudy.
Jak zawsze. Jak tam teren?” - odpowiedział głos Murphy'ego.
- „Czysto
„– rzuciłam.
- „Za
godzinę schodzisz. Bez odbioru.”
Spojrzałam
na Bena, który biegł w pobliżu. Od wysiłku, na jego twarzy
pojawiły się lekkie rumieńce. Biegłam równym tempem lewa, prawa,
wdech,wydech, lewa, prawa... a przede mną rozciągał się widok
zachodzącego słońca. Mogłabym biec tak w nieskończoność, tylko
ja i las. Miałam idealne warunki, żeby przemyśleć wszystkie
wydarzenia z ostatnich dni. Od mojego awansu po pojawienie się Adama
w watasze, przez ślubowanie które miało odbyć się równo za
tydzień. To wszystko jest dla mnie takie trudne. Mam niecałe 16 lat
a wszyscy oczekują po mnie, że będę zachowywała się jak
dorosła, ponadto oczekują, że będę umiała podejmować
odpowiedzialne decyzje sama będąc jeszcze dzieckiem.
- „Baza
do dziewiątki. Odbiór.” - ponownie usłyszałam głos
przyjaciela.
- „Dziewiątka
do bazy. Co jest?” - odpowiedziałam.
- „Nieidentyfikowanie
obiekty na dwunastej. Powtarzam nieidentyfikowanie obiektu na
dwunastej.”
- „Przyjęłam.
Bez odbioru.” - rzuciłam, zerkając na Ben'a przyśpieszył kroku
a ja z nim.
Staraliśmy
poruszać się jak najszybciej i najciszej, czułam jak adrenalina
płynie mi w żyłach, a serce bije tak głośno, że zagłuszało
mi moje kroki. Zerknęłam na Bena. Zbliżaliśmy się na miejsce,
skinął mi głową oboje wyjęliśmy zza pasków pistolety i
schowaliśmy się za drzewo. Naszym oczom ukazał się pościg.
Czterech nadprzyrodzonych goni człowieka. Wampiry. Dziwne, że
zapuścili się aż tutaj. A co dziwniejsze, że go w ogóle gonią.
Nie damy sobie sami rady.
- „Tu
dziewiątka do bazy. Odbiór.” - powiedziałam cicho.
-„Baza
do dziewiątki. Jak ma się sytuacja?”
- „Jesteśmy
na miejscu. Czterech nadprzyrodzonych atakuje człowieka.
Najprawdopodobniej wampiry. Prosimy o posiłki. Strefa E. Powtarzam.
Prosimy o posiłki. Strefa E.”
- „Przyjąłem.
Wysyłam posiłki. Obiór.”
- „Nie
ma czasu. Wkraczam do akcji. Powtarzam. Wkraczam do akcji.”
- „Czekaj
na posiłki. Powtarzam. Posiłki w drodze.
- „Nie
ma czasu. Bez odbioru.”
Kiwnęłam
na Bena. „Kryj mnie” szepnęłam bezgłośnie. Skinął głową
na znak, że rozumie. Odblokowaliśmy broń w tym samym czasie.
Ruszyłam pierwsza, mój towarzysz zaraz za mną. Wiedziałam, ze
musimy działać szybko, przy okazji ograniczyć liczbę ofiar.
Wykonałam pierwszy strzał w udo napastnika. Powinno go to trochę
spowolnić, przynajmniej dopóki się nie zregeneruje. Udało się,
straciły zainteresowanie swoją ofiarą i zwróciły się do nas.
Oparłam się plecami o Ben'a.
- Gotowy?
- szepnęłam.
-Jak
nigdy – odpowiedział, wiedziałam, ze się uśmiecha.
- To
dobrze, bo za chwilę będzie naprawdę bardzo gorąco – rzuciłam
szybko, wykonując serię wystrzałów.
-
„Baza do dziewiątki, jak się ma sytuacja” - usłyszałam głos
z krótkofalówki
- „Dziewiątka
do bazy. Napastnicy stracili zainteresowanie ofiarą. Napierają na
nas. Kiedy będą posiłki?” - odpowiedziałam trzymając
krótkofalówkę w jednej ręce broń w drugiej.
-„ Posiłki
napotkały komplikacje. Powtarzam. Posiłki napotkały komplikacje.
Wysyłam kolejną grupę. Grajcie na czas. Powtarzam. Grajcie na
czas. Odbiór.”
- „Przyjęłam.
Bez odbioru”.
Spojrzałam
w ciemno czerwone oczy przeciwników.
- Zabawmy
się – powiedziałam do chłopaka za mną.
- Jak
zawsze – odpowiedział, rozbawiony sytuacją.
Rozpoczęło
się prawdziwe piekło. Szybko upuściłam pistolet, już bez
nabojów I wyjęłam zza pleców ulubioną katenę. Wampiry, rzuciły
się na nas. Odpieraliśmy ich ciosy, powoli przesuwając się w
stronę ich ofiary. Jeden z napastników skończył przecięty wpół.
Przynajmniej mamy pewność, że już się nie zregeneruje. Trwała
zacięta walka, która wcale nie była wyrównana. My w
przeciwieństwie do nich, nie regenerowaliśmy się tak szybko.
Nadmierny wysiłek i utrata krwi, sprawiały, że zaczęliśmy tracić
siły. Jedną ręką wyjęłam komunikator.
- „Dziewiątka
do bazy. Odbiór.
- „Baza
do dziewiątki. Jak tam?”- odpowiedział Murphy.
- „Gdzie
do cholery posiłki?”
- „W
drodze. Powtarzam. Posiłki są już w drodze. Wytrzymajcie jeszcze
chwilę”
- „Przyjęłam.
Bez odbioru”
Nie
damy rady.
- Cholera
– zaklęłam – Sam, musimy się rozdzielić.
- Odwrócę
uwagę, sprawdź co u chłopaka – rozkazał.
Uchyliłam
się przed ciosem i pobiegłam w stronę ofiary. Leżał nieruchomo
złapałam za nadgarstek, jego puls był bardzo słaby. Stracił dużo
krwi. Potrzebuje szybkiej pomocy. Jego postura wydała mi się bardzo
znajoma. Spojrzałam na twarz chłopaka. Znajome blond włosy i
wpatrujące się we mnie niebieskie czy.
- Liam
– szepnęłam z niedowierzaniem.
- Margo?
Co.. -zaczął.
- Ciii
,nie ruszaj się – rozkazałam i odbiegłam do Bena. Znów zajęłam
pozycję plecami do niego.
- Bierz
chłopaka do nory, zajmę się nimi.
- Mo,
znasz zasady – jęknął.
- Zdaj
się na mnie – niemal krzyknęłam.
- Nie
zostawię cię samej – powiedział.
-Zaraz
przyjdą posiłki – rzuciłam i mocniej chwyciłam ostrza – Idź!
- krzyknęłam.
______________________________________________________________
Hejka,
Udało mi się napisać, kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, niestety nie maiłam czasu go sprawdzić, więc na pewno zdarzą się jakiś błędy, za które już teraz przepraszam.
Miło by było gdybyście napisali co sądzicie o moim opowiadaniu w komentarzach. Jest to dla mnie ogromną motywacją i daje ogromne pokłady weny.
Pozdrawiam
Wolfslower.
Udało mi się napisać, kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, niestety nie maiłam czasu go sprawdzić, więc na pewno zdarzą się jakiś błędy, za które już teraz przepraszam.
Miło by było gdybyście napisali co sądzicie o moim opowiadaniu w komentarzach. Jest to dla mnie ogromną motywacją i daje ogromne pokłady weny.
Pozdrawiam
Wolfslower.