Ten rozdział dedykuje Madzi L. za komentowanie każdego rozdziału.
Margo
Ja
szybko posprzątałam pomieszczenie i ruszyłam do sali obrad. Miałam
mnustwo papierkowej roboty. Po drodze myślałm o tym co powiedział
chłopak. Może rzeczywiście miał racje, może powinnam się
wyswobodzić? Sala konferensyjna składała się z długiego
ciemnobrązowego stołu i krzeseł do kompletu. W rogu na przeciwko
stołu stały dwa masywne fotele a pośrodku niski stolik kawowy.
Sierowałam się do drzwi znajdujących sie po mojej lewej i
znalazłam się w archiwum. Sztuczne bękitne światło oświetlało
wiele rzędów, metalowych półek wypełnionych aktami przestępców,
których wyeliminowanych, uniewinnionych lub tych którzy dostali
drógą szansę. Chwyciałam jedno z pódeł stojących w kącie i
wróciłam do sali komferencyjnej. Rozsiadłam się na środku i
rozłożyłam papiery. Nie lubiłam tego obowiazku, w tej chwili w
moich rękach spoczywałao wiele ludzkich żyć. Moim zadaniem
mianowicie było posegregowanie teczek w trzy grópy: tych winnych do
wyeliminowania, tych którzy nie byli groźni można uznać ich za
niwinnych i tych których trzeba nastraszyć, żeby wrócili na
właściwą drogę w przeciwnym razie wyladują w tej pierwszej
gromadce.
Następne
kilka godzin spędziłam, uważnie czytając dokumęty. Nie chcialam
popełnić, zadnego błedu ale też marzyłam, żeby móc iśc już
spać. Powieki stawały się coraz ciężejsze, a stos teczek ułożony
po mojej prawej wcale się nie zmniejszał. Na podstawie mojej
dzisiejszej pracy Inra będzie wysyłaś nas na misje. Nie może się
zdażyć, że nie będzie do rozdania żadnych aktów. Ze skupienia
wyrwało mnie stukanie w drzwi. Po chwili ukazali się w nich Ben,
Murphy i Octavia.
-
Hej – mruknęłam wracając wzrokiem do swojej pracy.
-
Hej, słyszeliśmy, że trzeba ci pomóc - powiedziała O.
-
Radzę sobię – odparłam.
-
Jasne, jasne – mruknął Murphy i usiadł na przciwko mnie a zaraz
obok niego Ben. Octavia natomiast usiadła obok mnie . Każde wizięło
teczkę i skupiło na niej uwagę.
-
Mo, co o tym myślisz - brunetka podała mi teczkę.
Na
pierwszej stronie widnoało zdjęcie mężczyzny około czterdziestu
lat.
-
Oskarżony o morderstwo żony i dziecka. Nie przyznaje się do winy –
przeczyałam na głos.
-
Przeczytaj jego zeznanania – Polecił Ben – odkładając akat
którymi aktualnie sie zajmował.
Przeleciałam
wzrokiem po zeznaniach.
-
Upiera się, że on w życiu nie skrzywdziłby swojej rodziny i że
zostal wrobiony. Zapytany o to czy ma podejrzenia, kto mógłby to
zrobic unika odpowiedzi. Jak dotąd nie karany. Sosiedzi wspominają,
że wcześniej słyszeli kłótnie, ale wytpowiadają się o nim jako
o spokojnym i trosliwym człowieku. Uważają, że niebyły do tego
zdolny.
-
Nigdy nie wiadomo jakie demony czają sie w czowieku – podsumował
Murphy.
-
Coś tu śmierdzi – stwierdziałam – Jak można zabić kobietę
którą poślubił i to jeszcze w pokoju dziecka.
-
Zapytaj tego gościa – mruknął Murphy.
Ben
siedział w skupieniu, analizując dostarczone mu informacje.
-
Czy wspomniano o jakichś konfliktach z mafią ?– zapytał.
Przejrzałam jeszcze raz papiery.
-
Nic – odpwiedziałam – piszą jeszcze, że ofiary zostały
zadźgane. Oskarżony upiera się, że nigdy nie widział tego noża
i jest niemal pewny, że nie było takiego noża w kuchni.
-
To nie wygląda mi na mafię – Stwierdziła O.
-
Ale znów, jeśli nie widzial tego noża to skąd tam jego odciski
palców.
-
Zajmę się tym – zadecydował Ben – Sprawdzę poszlaki,
przesłucham świadków i tym podobne, może uda mi się coś
znaleźć.
-
Pomogę ci – powiedziała Octavia.
-
W porządku, musimy iść jutro do Indry i prosić o zezwolenie na
misję – zwrócił się do brunetki.
-
Po trzydziestu minutach, wszystkie akta były przejrzane.
-
Dzięki za pomoc - siędo towarzyszy.
-
Do usług – powiedział Murphy i póścił do mnie perskie oczko.
-
To ja idę przygotować się do szkoły – Mruknełam nie
zadowolaona z faktu, że jutro poniedziałek.
-
Do zobaczenia – powiedziała O i mocno mnie przytuliła.
Ruszyłam
szybkim krokiem w stronę mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i
od razu przebrałam się w piżamę. Dopiero teraz mogłam wziąść
się za odrabianie lekcji. Po półtorej godziny wszystko było
gotowe. Jednak zasnącnie dawały mi dzisiejsze słowa Adama, niby
nic o czym wczśniej bym nie wiedziała, ale wyraz jego twarzy gdy to
mówił, był śmiertelnie poważny. Po wielu bezskutecznych próbach
zaśnięcia, spowrotem przebrałam sie w “mundór i wygrzebałam
staranie ukrytą paczkę papierosów i schowałam do bocznej kieszeni
w spadniach na wysokości kolana. Wymknęłam się po cichu z pokoju
a drzwi zamknęłam na klucz. Pmknęłam po schodach przez dwa
kolejne piętra i schowałam się w bibliotece. Skierowałam się do
okna najbliżej, przeciwnej ściany. Otworzyłam je na ościęż i
wymknełam się na dach. Ostrożnie pokonałam drogę dzielącą mnie
do płaskiej części dachu. Dopiero teraz mogłam oddetchnąc pełna
piersią. Może to głupie ale tylko tu czułam się teraz tak na
prawdę wolna i bezpieczn mimo, że od ziemi dzieliło mnie jakieś
pięć pięter.
Odpaliłam
szluga i mocno się nim zaciągnęłam. Wypuszczając dym,
uśmiechnęłam się do siebie. To był dla mnie najlepszy sposób na
bezsenność. W tym miejscu, zmieniałam się tylko ja, przychodziłam
tu odkąd odkryłam to miejsce. Miałam wtedy około 11 lat, z
czasem do mojego przesiadywania tutaj doszły używki, ale łamanie
zasad Watahy sprawiało mi swoistą przyjemność. Moją czujność
wzpudziły odgłosy cichych kroków, szybko zgasiłam papierosa.
-
Spokojnie, to tylko ja – powiedział głos z ciemności, był to
Adam.
-
Jak mnie tu znalazłeś? - zapytałam.
-
W zasadzie to cię nie szukałem – odparł.
-
W porządku – rzuciłam.
-
Mogę? - zapytał wskazując miejsce obok mnie.
-
Jasne.
-
Ładnie to tak, palić po nocach? - zapytał z uśmiechem.
-
Miałam problem z zaśnięciem – przyzanałam.
-
Ja też – mruknął.Wyciągnełam w jego stronę paczkę i
zapalniczkę.
Chłopak
poczęstowła się bez wachania. Nie był grzecznym chłopcem. Sama
też wzięłam jednego i odpaliłam. Siedzieliśmy w milczeniu, a
chmura dymu łączyła się w jedno, zanim rozwiał ją wiatr.
Myślałam, że będzie mi przeszkadzać tutaj obecność, zupełanie
obcego mi chłopaka, ale tak nie było. Jego obecnoś była w pewnym
sesie uspokoajająca.
-
Mogę zadać ci pytanie? - Zapytał.
-
Już to zrobiłeś – odparowałam, wypuszczając dym z płuc.
-
Często tu przchodzisz? -nie dał się zwieśc z tropu chłopak.
-
Czy ja wiem, raz na jakiś czas. Spokojnie jeszcze nie zdążyłam
sie uzależnić. Jak udało ci sie znaleźć to miejsce. –
mruknęłam.
-
Wszystkie budynki Organizacji wyglądają niemal tak samo – odparł.
-
Jak tam było? - zapytałam niepewne, po chwili ciszy.
-
Gdzie?
-
W tej Watasze z której pochodzisz? - dopytywałam się.
-
Podobnie jak w tej. Grupka ludzi z którymi dorastałem, któych
znałem od dziecka, z którymi trenowałem- spojrzałam na niego,
patrzył w gwieździste nieb, powoli wypuszczając struszkę dymu.
-
Musiało być ci ciężko, zostawić to wszystko – podsumowałam.
-
Taaa – stwierdził - Wracamy ? - zapytał, chcąc uniknąć
dalszych rozmów na ten temat.
Brunet
wstał i podał mi rękę, którą chwycłam po chwili wachania. Po
kilku minutach staliśmy już w bibliotece.
-
Idź pierwsza – polecił szeptem.
Kiwnęłam
głową i wymknęłam się nie korytarz. Bezszelestnie zbiegłam do
mojego pokoju.
Schowałam
dokładnie paczkę papierosów i przebrałam się z powrotem w piżamę
złożoną z męskiej koszulki któregoś z chłopaków i położyłam
się do łóżka. Myślałam o tym ile sekretów skrywa Adam. Musiał
wiele przejść, ja nie wyobrażam sobie co bym zrobiła, gdyby
teraz mnie przenieśli. Po chwili moje myśli zaczęły płynąć
coraz wolniej, a ja wpadłam w objęcia Morfeusza.
Maaamo!
- Krzyczała mała dziewczynka, łudząco przypominała mnie. Nie
otrzymała odpowiedzi – Maaaaaaaaaamo! Mamusiu! - krzyczała,
biegnąc długim korytarzem, który zdawał się nie kończyć-
Maaaamo! - Nie przestawała. Znałam zakończenie tego snu. Śnił mi
się bardzo często- Maaaammmmmmuuuuusssiiiuuu! - Nie dawała za
wygraną. Nagle usłyszałam dźwięk alarmu i obraz zaczął się
zamazywać.
Gdy
otworzyłam oczy. Mój pokój wypełniało pulsujące czerwone
światło. Mogło oznaczać to tylko jedno: alarm.
-
Co do cholery? - mruknęłam, niezdarnie wstając z łóżka. Po
chwili byłam już w mundurze i pędem ruszyłam do zbrojowni.
*
Miło się rozmawiało, Kolibrze.
**
Mi również.
_______________________
Hej kochani,
Tak, wiem, że dzisiaj powinien pojawić sie rozdział WHTS, ale nie mam go ukończonego a jestem poza domem, wiec w zamian dodaje ten rozdzał, bo napisałam go wcześniej , a później dwa tygodnie pod rząd dodam WHTS.
Rozdzaił ten dodaje z komórki, więc jest niesprawdzony, z góry przepraszam za błędy oraz zachęcam do komentowania, ponieważ Wasza opinia jest dla mnie ogromną motywacją.
Pozdrawiam,
Wasza Wolfslower.